Senackie komisje gospodarki narodowej i innowacyjności oraz środowiska nie zgłosiły we wtorek poprawek do noweli ustawy o OZE. Głównym jej założeniem jest powiązanie tzw. opłaty zastępczej z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE.
Na wtorkowym posiedzeniu komisji w głosowaniach przepadł zgłoszony przez senatorów opozycji wniosek o odrzucenie ustawy w całości oraz propozycje poprawek, tożsamych z tymi, odrzuconymi w czasie prac w Sejmie. Wniosek i poprawki zostały więc zgłoszone jako wnioski mniejszości. Cały Senat zajmie się ustawą w środę.
Zasadniczą zmianą jest rezygnacja ze stałej wartości tzw. opłaty zastępczej, wynoszącej 300,03 zł/MWh i powiązanie jej z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE - zielonych certyfikatów (w praktyce wiatraki) oraz błękitnych certyfikatów (biogaz rolniczy). Opłata ma wynosić 125 proc. średniej ceny danych certyfikatów z poprzedniego roku, ale nie więcej niż 300,03 zł/MWh.
W opartym na prawach majątkowych (certyfikatach) systemie wsparcia dla OZE, wytwórca energii w źródle odnawialnym, oprócz sprzedaży energii otrzymuje za każdą MWh certyfikat, który jest prawem majątkowym i może być sprzedany - albo na giełdzie, albo w indywidualnej transakcji typu OTC. Cena sprzedaży jest wsparciem dla wytwórcy. Z kolei sprzedawcy energii do odbiorców końcowych muszą się legitymować odpowiednią do wielkości sprzedaży ilością certyfikatów, czyli muszą je kupić. Ewentualnie mogą uiścić tzw. opłatę zastępczą.
Cena rynkowa zielonych certyfikatów z powodu nadpodaży, w ciągu kilku lat spadła o 90 proc. Wnioskodawcy uważają, że powiązanie wysokości opłaty zastępczej z ceną rynkową spowoduje większe zainteresowanie certyfikatami i stopniowe rozładowanie ich nadpodaży.
Wiceminister energii Andrzej Piotrowski podkreślił na posiedzeniu komisji, że w ostatnich dniach rynkowa cena certyfikatów gwałtownie wzrosła, właśnie dlatego, że rynek przewiduje już skutki ustawy.
Ustawę skrytykował prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando. Oświadczył, że prezentowane w uzasadnieniu projektu tabele są "pełne błędów i nieprawdziwych informacji".
"Opieranie się na tych danych stanowi wręcz wprowadzanie wszystkich posłów, którzy głosowali za ustawą w błąd" - mówił Bando. "Gdyż nie zdawali sobie sprawy z tego, że chociażby skutki dotyczące ceny, które konsumenci energii elektrycznej mogą ponieść, są dwukrotnie zaniżone" - dodał. Uzasadnienie stwierdza, że skutki te to wzrost do 2020 r. obciążenia "standardowego gospodarstwa domowego o niecałe 10 zł/rok". Bando ocenił również, że ustawa nie przyczyni się do likwidacji nadpodaży, szacowanej dziś na 20 TWh. Jego zdaniem pozostanie nadwyżka rzędu 8 TWh.
Prezes URE stwierdził też, że ustawa jest korzystna wyłącznie dla tych, którzy zawarli z producentami energii z OZE umowy na kupno zielonych certyfikatów po cenach, odnoszących się do opłaty zastępczej. "Dzisiaj uważają oni, że należy doprowadzić do sytuacji, aby te umowy unieważnić" - mówił.
Wiceminister Piotrowski w odpowiedzi stwierdził, że kontrakty te nie były zawierane przez małych przedsiębiorców, bo z nimi duże koncerny umów nie chciały zawierać. "To jest tak naprawdę regulacja dotycząca niewielkiej grupy przedsiębiorców", dysponujących dużymi źródłami wytwórczymi, "po kilkadziesiąt MW" - stwierdził.
Argumentował też, że ogromna większość certyfikatów jest handlowana poza giełdą po cenach wielokrotnie wyższych niż rynkowe. "Być może coś zostało niewłaściwie sformułowane w prawie, że dało asumpt do takiego skrzywienia rynku. Jeżeli w oparciu o prawo rodzi się patologia, to należy podstawę tej patologii usunąć i to jest istota tej zmiany" - stwierdził wiceminister Piotrowski.
(PAP)