Propozycje KE ograniczenia połowów wschodniego stada dorsza na Bałtyku to sygnał, że nadal nie jest z nim dobrze - powiedział PAP prezes Stowarzyszenia Armatorów Rybołówstwa Morskiego w Kołobrzegu Ryszard Klimczak. Jego zdaniem, problem będzie miała większość polskiej floty rybackiej, nastawiona na połowy dorsza.
KE zaproponowała, by w 2018 r. rybacy mogli wyłowić ze wschodniego stada dorsza 22 275 ton tych ryb, czyli o 28 proc. mniej niż w poprzednim roku. To już kolejne cięcie kwoty połowowej dla tego gatunku w ostatnich latach. Dorsz zarówno ze wschodniego, jak i zachodniego stada nie jest w dobrym stanie.
"Redukcja to sygnał, że z dorszem nie jest jeszcze tak dobrze, jak należałoby oczekiwać" – powiedział Klimczak. "Jest to już ósmy rok, w którym występuje redukcja połowowa dla rybaków całego basenu Morza Bałtyckiego. Pomimo że w tym czasie wprowadzono różnego rodzaju zasady ochronne stad dorsza, efektów tej działalności jeszcze nie widać. Naukowcy twierdzą, że małego dorsza jest bardzo dużo, ale jego masa mięsna nie przyrasta tak szybko" – dodał, tłumacząc decyzję Komisji.
Według Klimczaka, kondycja dorsza nieco się jednak poprawia. "Nie jest on tak mocno wychudzony jak to było w latach poprzednich. Tkanka mięsna jest wyraźnie lepsza niż miało to miejsce 2-3 lata temu. W strefie przybrzeżnej już coraz częściej się pokazuje, a przez kilka lat go tam nie było. Nie są to ilości powalające oczywiście, ale delikatną poprawę widać" – dodał.
Większość polskiej floty rybackiej, czyli jednostki małe, dotychczas była nastawiona na połowy dorsza – powiedział Klimczak. Według niego, po wprowadzeniu propozycji Komisji pojawi się problem, co z tą flotą typowo dorszową zrobić.
Klimczak zwrócił także uwagę, że Polska jako jedyny kraj wprowadziła na Bałtyku w br. okres ochronny na dorsza. Jak dodał, zdecydowano się na to, by dać rybakom wsparcie finansowe za czasowe zawieszenie działalności połowowej.
Kolejna już redukcja bardzo mocno uderzy w polskich rybaków – uważa Klimczak. Jak powiedział, po ostatecznej decyzji KE ws. ograniczeń połowów trzeba będzie dokonać rozsądnego podziału narodowych kwot połowowych.
Zmniejszenie połowów dorszy rybacy mają zrekompensować sobie większym połowem śledzi. KE zaproponowała, żeby kwota dla centralnego stada została zwiększona o 25 proc. do 238 229 ton.
"Trzeba przemyśleć, w jaki sposób podzielić tego śledzia, aby dać możliwości połowowe tego gatunku małym jednostkom, które dotychczas prowadziły połowy dorsza. W tym roku małe jednostki otrzymały limity śledzia, by próbować zabezpieczyć minimum opłacalności połowowej, ale nie wszystkie przystosowane są do możliwości połowowych ryb pelagicznych (ryby, których tryb życia niezwiązany jest ze stałym podłożem; w Bałtyku to śledź i szprot-PAP). Do tej pory one cały czas łowiły ryby denne, szczególnie dorsza i częściowo ryby płaskie" - powiedział.
Zdaniem Klimczaka, należy wesprzeć finansowo modernizację jednostek i dostosować je do połowów ryb pelagicznych, bo takie możliwości techniczne jego zdaniem istnieją.
Kolejnym problem w opinii Klimczaka to obowiązujące od niedawna przepisy, które zniosły możliwość przekazywania indywidualnych kwot połowowych pomiędzy armatorami statków rybackich.
"Dotychczas mali rybacy otrzymane limity śledzia wymieniali z większymi jednostkami za dorsza. Teraz duże jednostki indywidualnego limitu dorsza nie mają. Według prawa, nie istnieje możliwość wymiany kwot połowowych. Trzeba będzie zweryfikować i poprawić rozporządzenie ministra w zakresie wymiany kwot połowowych, ponieważ w tym rozporządzeniu nie ma możliwości wymiany kwot pomiędzy większymi i mniejszymi armatorami" – powiedział.
Ostateczne decyzje w sprawie kwot podejmą ministrowie państw unijnych odpowiedzialni za rybołówstwo. Debata w tej sprawie przewidziana jest na jesień.
W opinii Klimczaka, ciągłe redukcje i brak perspektyw na szybką poprawę kondycji dorsza w Bałtyku powinny spowodować przeznaczenie dodatkowych środków unijnych na wsparcie małego rybołówstwa bałtyckiego w zakresie czasowego zawieszenia działalności połowowej.
(PAP)