Próba przeprowadzona przez Google, w ramach której czasowo usunięto treści europejskich wydawców wiadomości z wyników wyszukiwania, wywołała ogromne kontrowersje w środowisku medialnym i politycznym. Działanie to było częścią analizy wpływu treści prasowych na ruch internetowy i przychody platformy.
Jednak wiele organizacji medialnych oraz polityków uznało je za próbę podważenia unijnych regulacji dotyczących praw autorskich oraz uniknięcia przez Google konieczności płacenia wydawcom za ich treści.
Sprawa ta nie dotyczy jedynie relacji pomiędzy gigantem technologicznym a wydawcami. Jest to element szerszej debaty o przyszłość dziennikarstwa, wartości treści informacyjnych oraz modelu finansowania mediów w cyfrowym świecie, w którym dominują wielkie platformy internetowe.
Pod koniec 2024 roku Google przeprowadziło test, który polegał na usunięciu wyników wyszukiwania pochodzących od europejskich wydawców wiadomości dla 1 proc. użytkowników w ośmiu krajach Unii Europejskiej, w tym w Polsce. Eksperyment trwał trzy miesiące i miał na celu sprawdzenie, jak brak dostępu do treści prasowych wpłynie na ruch w wyszukiwarce oraz na jej przychody reklamowe.
Z opublikowanych przez Google efektów wynika, że treści prasowe nie są kluczowym czynnikiem generującym ruch w wyszukiwarce. Firma twierdzi, że mniej niż 2 proc. wszystkich zapytań użytkowników dotyczy wiadomości, a reklamy rzadko pojawiają się w kontekście informacji prasowych. Tym samym Google sugeruje, że jego usługi nie czerpią znaczących korzyści finansowych z treści wydawców, co mogłoby podważyć ich roszczenia do wynagrodzeń.
Wydawcy oraz organizacje branżowe nie zgadzają się z tymi wnioskami. Ich zdaniem eksperyment został zaprojektowany w sposób, który miał doprowadzić do określonego wyniku – minimalizacji znaczenia treści prasowych. Argumentują, że Google korzysta z ich treści nie tylko poprzez bezpośrednie wyświetlanie ich w wynikach wyszukiwania, ale także poprzez zatrzymywanie użytkowników na swoich platformach, profilowanie ich oraz rozwijanie usług opartych na danych.
Spór pomiędzy Google a wydawcami dotyczy przede wszystkim interpretacji artykułu 15 unijnej dyrektywy o prawach autorskich (EUCD), który wprowadza obowiązek płacenia wydawcom za wykorzystanie ich treści w wyszukiwarkach i agregatorach wiadomości.
Google, starając się uniknąć obowiązkowych opłat, wprowadziło własny program licencyjny o nazwie Extended News Preview (ENP). W jego ramach firma podpisała umowy z ponad 4 tysiącami wydawnictw w 20 krajach Unii Europejskiej. Wydawcy twierdzą jednak, że te porozumienia są nieprzejrzyste i opierają się na indywidualnych negocjacjach, co osłabia ich pozycję.
Eksperci wskazują, że eksperyment Google’a może być elementem strategii negocjacyjnej. Jeżeli firma udowodni, że treści prasowe nie generują znaczących korzyści finansowych dla jej usług, może próbować ograniczyć wysokość opłat, które będzie musiała ponosić na rzecz wydawców.
– Google nie tylko zarabia na treściach informacyjnych poprzez reklamy, ale także dzięki zatrzymywaniu użytkowników w swoim ekosystemie, zbieraniu danych i personalizacji usług. To wartość, której firma nie chce oficjalnie przyznać – zauważa Aurore Raoux z organizacji News Media Europe (NME).
Jednym z nowych wyzwań dla wydawców jest również rosnąca rola sztucznej inteligencji. Modele AI, takie jak te rozwijane przez Google, OpenAI czy Meta, są trenowane na ogromnych zbiorach danych, które obejmują także treści informacyjne.
Problem polega na tym, że firmy technologiczne często wykorzystują treści prasowe bez zgody wydawców i bez wynagrodzenia. Choć unijne regulacje wymagają, aby systemy AI ujawniały źródła danych, wielu wydawców twierdzi, że przepisy te są nieskuteczne, a duże korporacje obchodzą prawo.
Podobny spór toczy się w Stanach Zjednoczonych, gdzie wielkie firmy technologiczne sprzeciwiają się obowiązkowi płacenia za treści wykorzystywane do trenowania modeli AI. Wydawcy obawiają się, że jeśli nie zostaną wprowadzone odpowiednie regulacje, systemy AI będą generować treści na podstawie ich pracy, bez zapewnienia im odpowiedniego wynagrodzenia.
Spór pomiędzy Google a wydawcami to nie tylko kwestia praw autorskich, ale także szerszy problem związany z modelem finansowania dziennikarstwa. W dobie dominacji cyfrowych platform medialnych wiele tradycyjnych źródeł finansowania mediów, takich jak reklamy prasowe, zanika.
Google i inne firmy technologiczne przejęły znaczną część rynku reklamowego, co sprawia, że wydawcy mają coraz większe trudności z utrzymaniem się z tradycyjnych źródeł dochodu. W efekcie media są zmuszone szukać alternatywnych modeli biznesowych, takich jak subskrypcje, sponsorowane treści czy wsparcie państwowe.
Regulacje unijne, w tym dyrektywa o prawach autorskich, miały na celu wyrównanie szans między platformami technologicznymi a wydawcami, ale spór z Google pokazuje, jak trudne jest ich egzekwowanie w praktyce.
Google zapewnia, że działa zgodnie z unijnymi przepisami i nadal współpracuje z wydawcami. Jednak organizacje branżowe, takie jak European Publishers Council i News Media Europe, wzywają Komisję Europejską do zaostrzenia przepisów i bardziej stanowczego egzekwowania praw wydawców.
Eksperci przewidują, że przyszłość dziennikarstwa będzie zależała od tego, jak zostanie uregulowana relacja pomiędzy platformami technologicznymi a mediami. Jeżeli wydawcy nie uzyskają odpowiedniego wynagrodzenia za swoje treści, może to prowadzić do dalszego kryzysu branży medialnej i ograniczenia dostępu do niezależnych informacji.
oprac, e-red, ppr.pl na podst źródło:euractiv.eu