Rosyjskie Ministerstwo Finansów zaproponowało wprowadzenie odpowiedzialności karnej za wwożenie do kraju produktów objętych embargiem; możliwe byłyby nawet kary więzienia. Wwożenie tych towarów byłoby zrównane z przemytem np. odpadów nuklearnych.
Projekt resortu finansów, o którym poinformowała w piątek rządowa "Rossijskaja Gazieta", przewiduje uzupełnienie przepisów kodeksu karnego dotyczących przemytu. Teraz na mocy tych przepisów karane jest nielegalne przewiezienie do kraju broni i materiałów wybuchowych, substancji trujących i odpadów nuklearnych. Grożą za to kary od trzech do siedmiu lat więzienia.
Ministerstwo Finansów proponuje, by do wykazu dodać również "towary, wobec których w Federacji Rosyjskiej wprowadzono zakazy i ograniczenia" na ich wwożenie lub wywożenie. Kara pozbawienia wolności groziłaby również za sprzedaż takich towarów. Za zorganizowany handel tymi produktami groziłoby nawet 12 lat więzienia.
Służby prasowe Ministerstwa Finansów poinformowały w piątek, że przepisy nie dotyczyłyby osób fizycznych. Adwokat Maksim Szemietow, który skomentował plany w radiu Kommiersant FM, przypuszcza, że odpowiedzialność karna nie dotyczyłaby zwykłych obywateli i nie byliby oni karani za przewożenie niewielkich ilości zakazanych towarów. Chodziłoby więc o firmy i o wyłącznych właścicieli.
O tym, jakich dokładnie produktów dotyczyłyby zaostrzone przepisy, decydowałby rząd, który zatwierdzałby wykaz zakazanych towarów.
Zaostrzenie kar służby prasowe resortu finansów uzasadniły koniecznością "ukrócenia nadużyć". Również inny resort państwowy, służba nadzoru weterynaryjnego i fitosanitarnego (Rossielchoznadzor), poparła surowsze kary za łamanie embarga. "Walka z produkcją objętą sankcjami znalazła się w impasie. Bezkarność sprawia, że wwożenie (do kraju) takich produktów wciąż się nasila" - powiedziała rzeczniczka urzędu Julia Miełano.
Rossielchoznadzor zapewnia, że w ciągu trzech lat funkcjonowania embarga zidentyfikował i zniszczył ponad 18 tys. ton produktów objętych zakazem wwozu do Rosji. Informacje o zniszczeniu przechwyconej zachodniej żywności pojawiają się regularnie w rosyjskich mediach.
Za zaostrzeniem kar za łamanie embarga opowiadały się już w roku 2015 służby celne. Niedawno zaś prezydent Władimir Putin ocenił, że do ograniczenia tego procederu przyczyniłyby się certyfikaty elektroniczne. Jednak - jak powiedziała dziennikowi "Kommiersant" ekspertka Natalia Szagajda, tego rodzaju działania nie będą skuteczne.
"Jedynym sposobem, żeby produkty te nie były potrzebne, byłoby sprawienie, aby nasze produkty były tańsze od importowanych i dobrej jakości. Wszystkie inne metody, o których teraz się dyskutuje, pokazują całkowitą niezdolność państwa do zaprowadzenia jakiejś kontroli" - powiedziała Szagajda, szefowa ośrodka polityki żywnościowej z Rosyjskiej Akademii Gospodarki Narodowej i Administracji Publicznej (RANChiGS). "Można oczywiście próbować zakazać sera, ale nikt nie zabroni Białorusi sprowadzania mleka z Polski i robienia sera z polskiego mleka" - zauważyła ekspertka.
Władze Rosji utrzymują, że większość produktów objętych embargiem jest wwożona do kraju właśnie przez Białoruś, a także przez Kazachstan.
Według anglojęzycznej gazety "The Moscow Times" ciężarówka z ładunkiem jabłek może przejechać przez rosyjskie kontrole celne za łapówkę w wysokości ok. 2500 USD. Stawka ta wzrośnie, jeśli za przemyt grozić będą kary więzienia - zauważa gazeta.
Obecnie za nielegalny import grożą w Rosji kary grzywny. Restrykcje nie dotyczą artykułów spożywczych przeznaczonych na użytek własny.
W sierpniu 2014 roku Rosja wprowadziła zakaz importu owoców, warzyw, mięsa, drobiu, ryb, mleka i nabiału z USA, Unii Europejskiej, Australii, Kanady i Norwegii. Była to odpowiedź na sankcje nałożone na Rosję przez Zachód w związku z rolą Moskwy w konflikcie na Ukrainie. Później Rosja rozszerzyła listę krajów objętych zakazem o Albanię, Czarnogórę, Islandię i Liechtenstein. W czerwcu br. Putin podpisał dekret o przedłużeniu embarga do końca 2018 roku.
Anna Wróbel (PAP)