Papryka, jabłka, zboże… To nie gest dobroci, ale dramat bezsilności. Polska wieś staje się ofiarą własnej wydajności i systemu, który przestał chronić producenta żywności.
„Jeśli ktoś chce — niech przyjedzie po paprykę. Za darmo. Szkoda, żeby się zmarnowała” — napisał rolnik z województwa świętokrzyskiego w mediach społecznościowych.
Pod postem w kilka godzin pojawiły się setki komentarzy i wiadomości. Ludzie oferowali pomoc, organizowali transport, dziękowali za gest. Ale on nie prosił o litość — po prostu nie miał innego wyjścia.
Przetwórnie zaproponowały mu stawkę tak niską, że sprzedaż oznaczałaby stratę. Koszt wyprodukowania kilograma papryki w 2025 roku to około 2,40 zł, podczas gdy skup oferował 1,20 zł. Nawet gdyby oddał plony po tej cenie, nie pokryłby kosztów nawozów, energii i pracy sezonowej.
„Wolę oddać, niż patrzeć, jak gnije. To nie jest protest, to desperacja” — mówi rolnik z gminy Przytyk, centrum polskiej papryki.
To już nie wyjątek, to trend
W ostatnich tygodniach podobne apele pojawiły się w Lubelskiem, Wielkopolsce i na Mazowszu. Rolnicy rozdają jabłka, ziemniaki, a nawet zboże. Nie z nadmiaru, lecz z braku odbiorców po uczciwej cenie.
Według danych GUS za sierpień 2025:
To znaczy jedno: rolnicy pracują za darmo.
⚙️ Dlaczego tak się dzieje?
System działa przeciwko producentom. W Polsce rolnik nie ma wpływu na cenę swojego produktu, a polityka państwa nie oferuje mu żadnej realnej tarczy ochronnej.
„Od lat apelujemy o interwencyjny skup i ochronę rynku. Rolnicy nie potrzebują jałmużny, tylko uczciwej ceny. Kiedy rolnik bankrutuje, państwo traci bezpieczeństwo żywnościowe” — mówi Tomasz Obszański, przewodniczący NSZZ RI „Solidarność”.
Rolnik – ostatnie ogniwo bez głosu
W łańcuchu wartości rolnik jest już nie producentem, a dawcą surowca, który musi oddać plony, by uniknąć jeszcze większej straty.
„Za jabłka przemysłowe dostałem 40 groszy. Koszt zbioru – 60 groszy. Wychodzi na to, że dokładam 20 groszy do każdego kilograma. Ale nie zebrać też nie mogę, bo drzewo się zniszczy” – mówi sadownik spod Grójca.
To błędne koło: wyższe koszty, niższe ceny, brak pomocy państwa. I jeszcze rosnące wymogi środowiskowe, biurokracja i niepewność dopłat.
Nic dziwnego, że z danych ARiMR wynika: tylko w ostatnim roku z rejestru zniknęło 14 tys. gospodarstw rolnych.
Polska żywiła Europę. Dziś rolnik nie ma za co kupić chleba.
Jeszcze dekadę temu Polska była symbolem rozwoju w rolnictwie: nowoczesne gospodarstwa, eksport mleka, jabłek, drobiu. Dziś coraz częściej to gospodarstwa zadłużone, zrezygnowane, pozbawione narzędzi do negocjacji.
„Kiedyś mówiono: polska wieś żywi i broni. Teraz żywi za darmo, a państwo nie broni wcale” — komentuje przedstawiciel jednej z izb rolniczych.
W 2024 roku udział rolnika w cenie detalicznej żywności w Polsce spadł do 7,3 % – to najniższy poziom w UE. Dla porównania: we Francji to 18%, w Niemczech 15%.
Nadchodzi cicha katastrofa żywnościowa
Politycy od lat prowadzą zasadę że "rząd wyżywi się sam". Konsument ma mieć tanią żywność w sklepie. Wyborca kupuje tani-to na mnie zagłosuje. Taka to jest manipulacja, a że "miastowych" w elektoratach jest więcej niż producentów rolnych to rachunek jest prosty. Dbajmy o tanią -"kiełbasę wyborczą" w sklepie.
W ostatnim czasie z pomocą środowiskom liberalnym którym solą w oku jest polska wieś przyszła Unia Europejska. Wieś, a w szeczgólności stanowiący olbrzymią siłę prtestu ulicznego grupa społeczna, która jako ostatni bastion broni wartości prawicowych, konserwatywnych która bazuje na wielowiekowych tradycjach wielopokoleniowych gospodarstw rolnych stopniowo zostaje unicestwiana.
Produkcja rolna zostaje niszczona i coraz mniej komukolwiek z decydentów na rolnikach zależy, bo z pomocą politykom przychodzi import z Ukrainy, MERCOSUR a nawet Indii.
Kiedy rolnik przestaje produkować, skutki odczuwamy wszyscy.
Bankructwa gospodarstw oznaczają spadek krajowej podaży, a tym samym uzależnienie od importu.
Wystarczy rok nieurodzaju, epidemii typu COVID lub światowego konfliktu handlowego, by półki w sklepach zaczęły świecić pustkami, a ceny żywności wzrosły lawinowo.
„Dziś papryka rozdawana jest za darmo. Za dwa lata może kosztować 20 zł za kilogram — bo nie będzie komu jej produkować” – ostrzega ekonomista rynku rolnego z SGGW.
Co trzeba zrobić natychmiast
Eksperci i organizacje rolnicze z NSZZ RI Solidarność na czele wskazują jednoznacznie:
Głos redakcji PPR.pl
Rolnik, który rozdaje swoje plony, nie jest winny — jest ofiarą chorego systemu, w którym polska żywność traci wartość zanim trafi na rynek.
Państwo, które pozwala, by plony gniły w polu, a sklepy zapełniał import, nie jest już państwem bezpiecznym żywnościowo.
Jeśli dziś rolnicy oddają swoje zbiory za darmo, jutro wszyscy zapłacimy za to potrójnie – w sklepie, w podatkach i w utraconej niezależności.
Polska potrzebuje Strategii Bezpieczeństwa Żywnościowego Państwa – tu i teraz.
Bo kiedy ostatni rolnik przestanie siać, żaden urzędnik nas nie nakarmi.
A do społeczeństwa trzeba docierać z przesłaniem Prezydenta Karola Nawrockiego, któremu początek nadała na początku strajków rolniczych w 2024 roku NSZZ RI Solidarność i niech to zawolanie zabrzmi tak:
"W KAŻDYM POLSKIM DOMU, NA KAŻDYM POLSKIM STOLE NIECH BĘDZIE CHLEB OD POLSKIEGO ROLNIKA Z POLSKIEGO ZBOŻA".
autor: Marek Kozak, ppr.pl