Rosyjscy wojskowi instruktorzy, doradcy i najemnicy z prywatnych wojskowych firm przebywają i aktywnie działają w Afryce Środkowej i Wschodniej - podaje Radio Swoboda. Kreml próbuje odzyskać wpływy w różnych regionach świata i zyskać nowych sojuszników - ocenia.
Rosja w sposób oficjalny i nieoficjalny ugruntowuje swoją militarną obecność w Republice Środkowoafrykańskiej - pisze portal w artykule pt. "Kremlowski wyścig o Afrykę". W grudniu ub.r. podczas wizyty prezydenta Republiki Środkowoafrykańskiej Faustina Touadery w Soczi oba kraje zawarły militarne porozumienie - przypomina. Umowa przewiduje dostarczenie rządowi w Bangi rakiet, karabinów maszynowych, karabinów automatycznych i pistoletów oraz przeszkolenie 1300 wojskowych.
Jak pisze portal, powołując się na wiele źródeł, na czele "afrykańskiego projektu" Moskwy stoi właśnie petersburski miliarder Jewgienij Prigożyn, wiązany przez media z fabryką trolli i grupą najemników - tzw. grupą Wagnera. W marcu Prigożyn został objęty amerykańskimi sankcjami w związku z oskarżeniami o ingerencję w wybory prezydenckie w USA w 2016 roku i działalność na wschodzie Ukrainy.
Rosyjski MSZ w wydanym 22 marca oświadczeniu poinformował o dostarczeniu do RŚA partii broni i oddelegowaniu pięciu wojskowych i 170 rosyjskich "cywilnych instruktorów", którzy będą szkolić miejscowych wojskowych.
Grupa Conflict Intelligence Team (CIT), portal aktywistów, którzy początkowo weryfikowali oficjalne rosyjskie informacje na temat konfliktu na Ukrainie, a teraz śledzą poczynania sił zbrojnych Rosji, ocenia, że "za wymijającym sformułowaniem +cywilnych instruktorów+ kryje się najprawdopodobniej oddział najemników ze związanej z Kremlem i Jewgienijem Prigożynem tzw. grupy Wagnera".
Członkowie CIT, powołując się na media RŚA i Francji, twierdzą, że rosyjscy "instruktorzy" stacjonują w pobliżu złóż złota, diamentów i uranu. "Ewidentnie pomoc Rosji dla RŚA nie jest bezinteresowna" - ocenia Radio Swoboda.
O obecności rosyjskich wojskowych i najemników na afrykańskim kontynencie informowały też m.in.: francuskie radia RFI, Europe1, gazeta "Le Monde", rosyjska redakcja BBC, rosyjski portal Znak.
Jeśli chodzi o obecność rosyjskich wojskowych w Afryce, to mowa tu nie tylko o RŚA, ale też o Sudanie i Libii - twierdzi analityk CIT Kirił Michajłow. Działania Rosji na afrykańskim kontynencie jego zdaniem wynikają z motywów geopolitycznych, tj. z chęci ugruntowania politycznej i militarnej siły na południowym wschodzie Afryki. Z drugiej strony istnieją przyczyny ekonomiczne. Michajłow zaznacza, że obecnie weryfikowane są doniesienia dotyczące zawarcia przez Prigożyna umowy na wydobycie złota w Sudanie. Ważną rolę odgrywają też interesy rosyjskich oligarchów - ocenia. Zdaniem analityka "cywilni instruktorzy" w RŚA zajmują się m.in. zawieraniem umów z miejscowymi grupami, kontrolującymi zasoby surowcowe.
Jeśli w Afryce pojawiły się trolle internetowe, to będą działać w interesach określonych sił politycznych; można ich nazwać najemnikami w nowej informacyjnej wojnie - podkreśla Michajłow.
Michajłow zaznacza, że nie jest wykluczone, iż najemnicy tzw. grupy Wagnera ponieśli straty w RŚA. Dodaje, że w stolicy tego kraju w połowie kwietnia miały miejsce zbrojne starcia i według niepotwierdzonych danych zginęli w nich Rosjanie. W tym wyjątkowo biednym kraju często dochodzi do walk między politycznymi i religijnymi przeciwnikami. Starcia pochłonęły tysiące ofiar i spowodowały, że 4,5 mln ludzi musiało porzucić swe domy. Władze nie są w stanie kontrolować stale wzbierającej fali przemocy.
W ubiegłym tygodniu rosyjska gazeta "Kommiersant" pisała, że w kilku krajach Afryki, w których w najbliższym czasie odbywać się będą wybory, rozpoczęli pracę rosyjscy polityczni PR-owcy opłacani przez Prigożyna.
Wybory prezydenckie lub parlamentarne w tym roku odbędą się w 15 afrykańskich krajach, w tym na Madagaskarze, w Libii, Zimbabwe i w Czadzie. W przyszłym roku wyborcy udadzą się do urn w RPA, Nigerii i pięciu innych krajach kontynentu. Jak pisze "Kommiersant", projekt ma trwać dwa lata i w założeniu jest czysto komercyjny.
"Kommiersant" zauważa, że uczestnicy projektu nie są upoważnieni do udzielania komentarzy mediom oraz mają starać się nie afiszować ze swoimi działaniami. (PAP)