„Dobry ratownik dba najpierw o siebie. Jeśli zużyjemy wszystkie siły zamartwiając się, nie starczy nam ich na skuteczną pomoc. Najpierw musimy się zatrzymać i przestać panikować, spróbować zrozumieć, z jakich obrazów, wspomnień, opowieści jest zbudowany nasz lęk, zastanowić się, na ile tu i teraz są one realistyczne, a na ile są tylko zamartwianiem się czymś, co się jeszcze wcale nie wydarzyło i wydarzyć się nie musi".
Rozmowa z dr Beatą Rajbą, psycholożką z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej
Jak radzić sobie ze strachem w obecnym czasie?
Wbrew pozorom to, co odczuwamy, to bardziej lęk, niż strach, bo jego źródłem nie jest realne, dzisiejsze zagrożenie dla nas samych, a przede wszystkim czarne scenariusze, które snujemy. Sytuacja w Ukrainie aktywowała międzypokoleniowa traumę wojenną, zbudowaną z opowieści rodzinnych, książek, filmów. Moi pacjenci w większości zaczynają dziś sesję od tego, że się boją, smucą, złoszczą, są bezradni, by szybko przejść do tragicznych historii rodzinnych lub strasznych lektur szkolnych, które odcisnęły na nich piętno. Gdy się ich zatrzyma, gdy uświadomią sobie, skąd biorą się te emocje, przestają panikować. Dopiero wtedy są w stanie myśleć racjonalnie i np. nie rzucają się do kolejki po paliwo.
Każdy z nas ma swój preferowany styl radzenia sobie z sytuacją trudną. Najwięcej jest osób skoncentrowanych na działaniu, mających w zwyczaju brać byka za rogi. Im może być szczególnie trudno, bo nie tolerują bezradności, a do tego w tę strategię wpisana jest antycypacja, próba przewidzenia wszelkich możliwych zagrożeń, czyli w tym wypadku snucie czarnych scenariuszy o tym, że wojna dotrze i do nas lub ogarnie cały świat. Jednocześnie jeśli przekują swoją energię na działanie, poczują się znacznie lepiej, bo nie będą już bezsilni. Angażując się w zbiórki, przewożąc uchodźców, użyczając im miejsca w swoich domach ratują życie ludzkie, ale też chronią swoją własną psychikę. Już w czasie pandemii wyraźnie było widać, że zachowania prospołeczne stanowią jeden z czynników najsilniej chroniących nas przed depresją i lękiem.
Są też osoby, którym ulgę w stresie przynosi unikanie problemu. Również ich strategia wydaje się uzasadniona. Wyłączenie telewizora, Internetu, rzadsze sprawdzanie informacji sprawia, ze ich poziom stresu się obniża.
Wreszcie, niektórzy mają tendencję do koncentrowania się na emocjach. W sytuacji stresowej wybuchają płaczem, potrzebują rozładować burzę emocjonalną w rozmowie. Dla nich najlepsze będzie poszukanie wsparcia u przyjaciół, bliskich, znajomych.
Podsumowując: najpierw musimy się zatrzymać i przestać panikować, spróbować zrozumieć, z jakich obrazów, wspomnień, opowieści jest zbudowany nasz lęk, zastanowić się, na ile tu i teraz są one realistyczne, a na ile są tylko zamartwianiem się czymś, co się jeszcze wcale nie wydarzyło i wydarzyć się nie musi. Potem zaś powinniśmy robić to, co zwykle nam pomaga. Jeśli potrzebujemy porozmawiać, dzwonić do bliskich. Jeśli czujemy się bezradni, pomagajmy. Jeśli chcemy się wyciszyć, odciąć od strasznych obrazów – dajmy sobie taką możliwość.
Jak rozmawiać z Ukraińcami, którzy tu się pojawiają?
Nic, co powiemy, nie naprawi tego, co się stało. Możemy jednak pokazać osobom z Ukrainy, zarówno tym mieszkającym w Polsce, jak i przybywającym teraz, że są mile widziani, że jest dla nich miejsce, a przede wszystkim, że są bezpieczni. Często wystarczy zwykłe „przykro mi”, uścisk dłoni, przytulenie. Słowa są często mniej ważnie niż to, że zostały wypowiedziane.
Uchodźcy będą się często czuli zagubieni w obcym miejscu. Warto więc zorientować się, jakie możliwości pomocy są wokół nas, spytać, czego potrzebują, w razie potrzeby pomóc znaleźć pomoc psychologiczną, dach nad głową czy choćby pożyczyć ładowarkę do telefonu. Te małe gesty są bardzo ważne, bo pomagają przywrócić poczucie bezpieczeństwa.
Jednocześnie musimy pamiętać, że osoby uciekające ze strefy działań wojennych czy martwiące się o swoich bliskich są w stanie ostrego stresu, ich emocjonalna odporność została mocno nadwyrężona, i ich reakcje mogą nas zaskoczyć. W zależności od temperamentu możemy się spodziewać albo reakcji typu „freese or faint”, czyli „zamrożenie lub omdlenie”, skrajnego osłabienia, wycofania, zobojętnienia na to, co wokół, bierności, albo reakcji typu „fight or flight”, „ucieczka albo atak”. W tym drugim przypadku reakcje mogą być niewspółmiernie silne, może się pojawić złość, irytacja. Musimy pamiętać, że nawet jeśli zostanie ona wyrażona do nas, nie jest do nas adresowana. Mogą się wreszcie pojawić reakcje paradoksalne, stanowiące wewnętrzną ucieczkę od sytuacji, np. śmiech. Jakie by nie były, obecność drugiej osoby obok, jej uważność pomaga przywrócić poczucie bezpieczeństwa.
Czy powinniśmy się czuć winni, że zajmujemy się zwykłym życiem?
A dlaczego mielibyśmy? Nadmierne, przesadzone poczucie odpowiedzialności za coś, na co nie mamy żadnego wpływu, może nas wpędzić w zaburzenia nastroju. W Ukrainie rozgrywa się właśnie niewyobrażalna tragedia, ale większość z nas niewiele może na to poradzić. Możemy tylko wesprzeć dobrym słowem lub finansowo kraj, który będzie potrzebował wielu środków na odbudowę, zaangażować się w jakąś akcję pomocową, wsiąść w auto i służyć za transport. I to się dzieje, znowu doświadczamy tego niesamowitego zrywu, który widzieliśmy na początku pandemii. Moi znajomi właśnie wyjeżdżają w podróż przez całą Polskę do przejścia granicznego w Medyce, student koordynuje zbiórkę darów. Jest moc. To nie czas na poczucie winy, dajemy tyle, ile możemy – pieniądze, dary, ale też ciepłe myśli, podpisanie petycji, nawet flaga w profilówce stanowiąca wyraz poparcia coś znaczy.
Jak dawać wsparcie i jednocześnie znajdować siły w nowej rzeczywistości?
Dobry ratownik dba najpierw o siebie. Jeśli zużyjemy wszystkie siły zamartwiając się, nie starczy nam ich na skuteczną pomoc. Rozmawiając z kimś, dając mu wsparcie emocjonalne, powinniśmy jednocześnie obserwować swoje emocje. Gdy poczujemy, ze nasz lęk i zdenerwowanie się nasilają, że narasta irytacja, rozmowę należy zakończyć. W tych trudnych czasach higiena życia psychicznego jest jeszcze ważniejsza, tym bardziej, że zapewne uchodźcy zostaną z nami na dłużej niż na kilka dni, i będą nadal potrzebowali naszego wsparcia.
Biuro prasowe Dolnośląskiej Szkoły Wyższej