Zlecono przeprowadzenie audytu dotyczącego niedzielnej aukcji klaczy Emira - poinformował w czwartek podczas konferencji prasowej prezes Agencji Nieruchomości Rolnych Waldemar Humięcki.
Humięcki powiedział, że analizowane są "dociągnięcia i niedociągnięcia", aby w przyszłym roku aukcja wypadła perfekcyjnie.
Humięcki pytany był, czy sprawą aukcji klaczy Emira powinna zająć się prokuratura. "Zleciłem dzisiaj przeprowadzenie szczegółowego audytu, takiego pod kątem prawnym. Bo też dostrzegliśmy, że współpraca pomiędzy ringmasterami i głównym prowadzącym aukcję nie wyglądała najlepiej i dochodziło do nieporozumień. Te błędy zostały już wyeliminowane w drugim dniu, gdzie ta aukcja została przeprowadzona sprawnie, perfekcyjnie, konie uzyskiwały odpowiednie ceny" - powiedział szef ANR.
Pytany o dymisję wiceprezesa ANR Karola Tylendy wyjaśnił, że został on powołany w kwietniu br., a jego misją była pomoc w doprowadzeniu aukcji do skutku. "Uznał tę sprawę za honorową, że jego misja chyba dobiegła końca, złożył dymisję na ręce pana ministra i została ona przyjęta. Ja doceniam jego pracę i współpracę z nim" - zaznaczył.
Uczestnicy konferencji pytani byli także o ewentualne kolejne dymisje, np. członka zarządu stadniny Mateusza Jaworskiego, który rekomendował aukcjonera.
"Pan Mateusz Jaworski w trudnym okresie czasu zgodził się podjąć też te wyzwania i realizować to zadanie. (...) Dokonujemy tutaj oceny i analizy, zobaczymy. Czekam też na rekomendację pana prezesa (stadniny - PAP), również ocenę zespołu nadzoru właścicielskiego. Za wcześnie jest, by podejmować jakiekolwiek tego typu decyzje" - wyjaśnił. Dodał, że dopiero po zgromadzeniu odpowiedniej wiedzy zostaną podjęte właściwe decyzje, niekoniecznie związane z dymisjami.
Obecny na konferencji prezes stadniny koni w Janowie Podlaskim Sławomir Pietrzak zaznaczył, że trudno było przewidywać, iż aukcjoner o tak dużej renomie zachowa się w nieprofesjonalny sposób. Ocenił, że wynik aukcji był jednak zupełnie przyzwoity.
"W porównaniu do lat ubiegłych na pewno nie jest to wynik najgorszy, czy słaby. On jest średni. Tym bardziej, że średnia cena za konia jest w granicach 80 tys. euro. Naturalnie wszyscy porównują tę aukcję na pewno do aukcji z ubiegłego roku, kiedy padł rekord 1,4 mln euro. Ale wiemy doskonale, że rekordy padają rzadko i trudno się spodziewać, że one będą padały co roku" - mówił Pietrzak.
Jego zdaniem ogólna sytuacja na świecie związana szczególnie z krajami arabskimi i niska ceną ropy ma wpływ na to, za jakie sumy kupcy - również arabscy - chcą kupić konie. "Podczas tej aukcji nie było właściwie takich kupców, którzy byliby w stanie kupić konie za milion euro, czy więcej. Tak się po prostu czasami to układa" - dodał.
We wtorek minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel przyjął dymisję wiceprezesa ANR Karola Tylendy. W czwartek w TVN24 Tylenda pytany, czy była to rezygnacja honorowa, czy też ma sobie coś do zarzucenia powiedział, że złożył rezygnację w poczuciu pewnej wykonanej misji, a teraz idzie do następnych zadań.
"Dogadałem się z ministrem przed 3-3,5 miesiącami na wykonanie tego zadania, czyli zorganizowanie Czempionatu Narodowego Konia Arabskiego, aukcji Pride Of Poland i tej letniej aukcji poniedziałkowej. Zostało to wykonane. Odchodzę w poczuciu wykonanego zadania. Pewne czynniki zaistniały, w niedzielę szczególnie, niezależne ode mnie. Ale generalnie całe święto się udało, eksperci bardzo wysoko to oceniają" - powiedział.
Jego zdaniem nie można powiedzieć, że aukcja Pride Of Poland była nieudana. "W sumie 1 milion 300 tysięcy pozyskaliśmy z aukcji Pride of Poland. Natomiast to, co się stało przy pierwszej licytacji budzi poważne wątpliwości. Zostały zanalizowane nagrania, jednak ta licytacja była, ręce były podnoszone, potem wycofywano się z tego i to będzie wyjaśniane. Powinno być wyjaśnione" - dodał.
"Natomiast co do pracy aukcjonera; rzeczywiście aukcjoner bardzo dynamicznie licytował, ale mylił euro z dolarami. Napisaliśmy mu karteczkę, że "euro" i potem już było dobrze" - wyjaśnił.
"Rzeczywiście zapanował chwilowy chaos, z którego wyciągnięto konsekwencje" - przyznał. Pytany, kto ponosi odpowiedzialność za zatrudnienie osób, które prowadziły aukcję, wyjaśnił, że zarząd stadniny koni w Janowie Podlaskim: prezes i członek zarządu. "Oni podpisywali umowę i z aukcjonerami i z licytującymi" - powiedział.
Pytany był także o nieprawidłowości przy licytacji innego konia, Al-Jazeery. "To był drugi koń, przy którym dokonano cudownego zniknięcia osoby, która wylicytowała. To był numer 44 podniesiony, ten numer jest na wszystkich nagraniach. Myślę, że to powinny sprawdzić organy ścigania i myślę, że tutaj takie dochodzenie będzie prowadzone" - dodał.
Dwie aukcje koni podczas Święta Konia Arabskiego w Janowie Podlaskim (Lubelskie) przyniosły prawie 1,7 mln euro. Na poniedziałkowej Letniej Aukcji sprzedano 18 koni za 409 tys. euro, a w niedzielę na aukcji Pride of Poland - 16 koni za 1 mln 271 tys. euro.
Zdobywczyni wielu tytułów w kraju i za granicą, 16-letnia siwa klacz Emira, pochodząca ze stadniny w Michałowie została sprzedana za 225 tys. euro nabywcy z Francji. Była licytowana dwukrotnie. W pierwszej licytacji – jako lot 0 - uzyskała 550 tys. euro, ale później licytacja tego konia została powtórzona i padła cena niższa.
"Ktoś zalicytował i po prostu się wycofał, więc licytacja (pierwsza – PAP) była bezskuteczna. Takie rzeczy czasami się zdarzają. Nie chcę tego teraz oceniać. Wyjaśnimy tę sprawę" – tłumaczył Tylenda po aukcji.
(PAP)