Dwie trzecie kontrolowanych firm łamie przepisy dotyczące wypłaty wynagrodzeń swoim pracownikom - wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy. Choć odsetek ten zaczął w końcu powoli spadać, to i tak jesteśmy niechlubnym wyjątkiem w Europie.
Szczecin: codziennie z problemem zaległych pensji zgłasza się ok. 50-60 osób.
Chodzi o 2-4 tys. zł. Jedni przychodzą już trzy dni po terminie wypłaty,
większość po miesiącu albo dwóch.
Białystok: do czerwca inspektorat pracy
otrzymał 186 skarg. Po interwencji pracodawcy wypłacili zaległe świadczenia
blisko 3 tys. pracowników - łącznie ponad 2 mln 278 tys. zł.
Wrocław:
właściciel małej firmy ogrodniczej miesiącami zalegał z wypłatami dla
pracowników na 2 mln zł. Zdarzało się, że pracownicy podpisywali listę płac, a
dostawali zaliczki po 100 zł.
Łódź: W tym roku zgłoszono 1187 przypadków
wymagających interwencji inspektorów PIP. 60 proc. z nich dotyczyło opóźnień w
wypłatach wynagrodzeń. We wrześniu skarg było 111, z czego zaległych wypłat -
81.
"Kultura" niepłacenia
Zdaniem Piotra Kulpy,
wiceministra gospodarki i pracy, w Polsce wykształciła się "kultura" niepłacenia
pracownikom. W Unii Europejskiej jeszcze tylko Czesi borykają się z tym
problemem. U nas zjawisko to jest powszechniejsze w regionach o wyższym
bezrobociu i słabszej kondycji gospodarczej. Pracownicy, bojąc się o utratę
pracy, godzą się na takie traktowanie. W efekcie oprócz plagi bezrobocia mamy
plagę zalegania z wynagrodzeniami.
Anna Hintz, główny inspektor pracy,
zapewnia: - W 2003 roku odsetek firm zalegających z wynagrodzeniami po raz
pierwszy zmniejszył się. Z danych tegorocznych wynika, że poprawa się
utrzymuje.
Inspekcja donosi i o innych oznakach poprawy sytuacji. W 2003
r.:
Musimy cieszyć się dokładnymi danymi z 2003 roku, gdyż nowe są na razie
szczątkowe.
Lepiej, czyli gorzej?
Sceptycznie do tych
danych podchodzą przedstawiciele związków zawodowych: - Sytuacja cały czas
jest katastrofalna. Poprawa wynosi tylko kilka punktów procentowych. W sytuacji
gdy problem dotyczy dwóch trzecich firm, to żadna poprawa - mówi
wiceprzewodniczący OPZZ Ryszard Łepik. Zaznacza przy tym, że kontrolerzy nie
zawsze udają się do firm, żeby sprawdzać nieprawidłowości związane z
wynagrodzeniem. Może to być kontrola dotycząca warunków pracy, BHP. - Kwestie
wynagrodzeń wychodzą często przy okazji - podkreśla.
Szefowa PIP
przyznaje, że o wyraźnej poprawie trudno na razie mówić. I dlatego okręgowy
inspektorat we Wrocławiu zdecydował się na eksperyment: kto przed 20
października ureguluje dług wobec pracowników, ten uniknie sankcji. -
Sprawdzimy, jakie będą efekty tej akcji - mówi Hintz.
Inne
okręgowe inspektoraty przyglądają się akcji z rezerwą. Jerzy Iwaszkiewicz,
rzecznik inspektoratu w Łodzi, jest wręcz zdziwiony, że ktoś daje nierzetelnemu
pracodawcy 20 dni na poprawę. - Przecież ludzie nie mają na życie. To
sytuacje, kiedy nie wolno czekać.
Resort pracy obawia się, że poprawa
sytuacji w gospodarce może paradoksalnie zaowocować bardziej czarnym obrazem. -
Ludzie coraz mniej obawiają się utraty pracy, częściej więc decydują się
zgłaszać takie problemy. Dlatego można czasem odnieść wrażenie, że sytuacja się
pogarsza, choć tak nie jest - tłumaczy minister Kulpa. Być może właśnie z
taką "poprawą na przekór" mamy do czynienia w Lublinie, gdzie liczba skarg w I
półroczu 2003 zwiększyła się o 16 proc.
Potępiać i
karać
Nadzieje na dalszą poprawę sytuacji nasi rozmówcy wiążą przede
wszystkim z lepszą kondycją gospodarki. Poprawa koniunktury gospodarczej to
lepsza kondycja finansowa firm, a więc mniejsze zaległości pracodawców. Anna
Hintz, szefowa PIP, jest zdania, że poprawa w wypłacaniu wynagrodzeń to także
efekt porad dla pracowników i pracodawców, jakich udzielają inspektoraty,
konsekwentne karanie winnych, a także współpraca z organizacjami
przedsiębiorców. - Organizacje potępiają nieuczciwych, odcinają się od takich
działań. Ten, który nie płaci swoim pracownikom, jest tańszy, a więc nieuczciwie
konkuruje na rynku - tłumaczy główny inspektor pracy.
Zdaniem
wiceprzewodniczącego OPZZ zdecydowaną poprawę mogłoby przynieść dopiero
zaostrzenie kar. - Rozmawialiśmy z przedstawicielami węgierskiego
inspektoratu pracy. Tam kara za zatrudnienie na czarno wynosi 5 mln forintów -
tyle co dwa niezłe samochody. W Polsce to kilka tysięcy złotych -
przekonuje.
Jeśli kontrola PIP wykaże, że pracodawca zalega z wypłatą, to
kontroler wystawia nakaz wypłaty z rygorem natychmiastowej wykonalności. To
decyzja administracyjna, nie wiąże się z długotrwałym postępowaniem np. sądowym.
Gdy pracodawca nadal nie wypłaca pieniędzy, inspektorat rozpoczyna procedurę
egzekucji zaległości. Pierwszy krok to tzw. grzywna w celu przymuszenia (do 5
tys. zł dla osoby fizycznej i do 25 tys. dla prawnej). Ten, kto w końcu zapłaci
pracownikowi, może starać się o zwrot tej grzywny. Jest też możliwość nałożenia
grzywny jako kary, która nie podlega zwrotowi. Jeśli kontrola stwierdzi, że
prawa pracownika są naruszane w sposób złośliwy lub uporczywy, to kieruje do
prokuratury wniosek o popełnieniu przestępstwa.
Z doświadczenia
Państwowej Inspekcji Pracy wynika, że w 80 proc. skuteczne jest już upomnienie,
a egzekucja należności nie jest potrzebna.