Nowa ustawa o rynku pracy trafi wkrótce do Sejmu: więcej szkoleń i dotowanej pracy, ale głównie dla najbardziej zagrożonych bezrobociem.
Ustawa o promocji zatrudnienia, którą we wtorek przyjął rząd, ma zastąpić
obecne, wielokrotnie nowelizowane i nieprzejrzyste prawo o rynku pracy i
bezrobociu. Ma umożliwić urzędom pracy prowadzenie skuteczniejszej polityki
aktywizacji bezrobotnych i odciążyć je od biurokratycznych obowiązków. Temu
służy m.in. przesunięcie wypłat świadczeń i zasiłków przedemerytalnych z urzędów
pracy do ZUS. Inny cel ustawy to lepsze dostosowanie polityki na rynku pracy do
nowoczesnych trendów oraz skuteczniejsze korzystanie z poakcesyjnego
Europejskiego Funduszu Społecznego.
Co się zmieni? Przede
wszystkim filozofia podejścia do najbardziej zagrożonych bezrobociem. Dotąd
obowiązywały preferencje dla gmin i powiatów szczególnie zagrożonych bezrobociem
(i obowiązywać będą nadal - do 2008 r.). Teraz jednak rząd zamierza odejść od
"klucza geograficznego" i skierować największą pomoc do grup szczególnie
zagrożonych bezrobociem - czyli osób długotrwale bezrobotnych, młodych do 24.
roku życia, ludzi w wieku przedemerytalnym, niepełnosprawnych oraz samotnie
wychowujących dzieci. Te grupy w największym stopniu będą mogły liczyć na
subsydiowaną przez państwo pracę.
Do tej pory finansowane
przez Fundusz Pracy tzw. aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu opierały się
przede wszystkim na przestarzałych i nieefektywnych robotach publicznych oraz
pracach interwencyjnych. Zbyt mało było za to szkoleń zawodowych. By zmniejszyć
te proporcje, rząd proponuje, by w każdej firmie (na razie fakultatywnie) mogły
powstawać fundusze szkoleniowe, dofinansowywane z Funduszu Pracy. Za pieniądze z
urzędów pracy pracodawcy mogliby też przeprowadzać tzw. outplacement, czyli
przekwalifikowanie zawodowe dla zwalnianych
pracowników.
Wiceminister gospodarki i pracy Marek
Szczepański poinformował, że rząd skłonny jest przesunąć do 2007 r. termin, do
którego - jak chce rząd - należy zlikwidować świadczenia przedemerytalne. Plan
oszczędności wicepremiera Jerzego Hausnera mówi o 2006 r.