Bezrobotni z podraciborskich miejscowości są tak biedni, że nie stać ich na wizytę w powiatowym urzędzie pracy. Dlatego urzędnicy raz w miesiącu przyjadą do nich.
Edyta Trojańska, urzędniczka z raciborskiego (Śląskie) PUP-u, zapakowała
kilka dni temu w kartonowe pudła 150 teczek z danymi bezrobotnych i pojechała do
ośrodka pomocy społecznej w Kuźni Raciborskiej. Tu czekał już tłum ludzi, od
dawna bez prawa do zasiłku. - Dla nich 10 zł za bilet do odległego o 15 km
Raciborza to majątek - mówi Zbigniew Grygier, szef miejscowego ośrodka
pomocy.
To była pierwsza "sesja wyjazdowa" urzędników. Ludzie mogli
wypełnić druk, że są gotowi do podjęcia pracy, dostać zaświadczenie potrzebne do
wypłaty zasiłku i przejrzeć oferty - te same, które wiszą na tablicy ogłoszeń w
Raciborzu. - Nie było kolejki, starałam się wszystko załatwić od ręki -
mówi pani Edyta, która już przygotowuje się do drugiego wyjazdu do Kuźni 11
października.
Na pomysł wysyłania pracowników w teren wpadli szefowie
raciborskiego pośredniaka i władze powiatu. - To eksperyment - przyznaje
Krystyna Krupa, zastępca dyrektora raciborskiego PUP-u. - Potrwa do końca
roku, a potem zobaczymy - dodaje. Zaznacza, że nie wszystko można załatwić
na miejscu. Aby zarejestrować się jako bezrobotny czy zaliczyć kurs
przekwalifikujący, trzeba przyjechać do Raciborza.