Szef wie, gdzie jesteś i co robisz

Jeśli w pracy lubisz poczatować, wejść na gadu-gadu czy brać udział w licytacjach na sprzedażowym portalu allegro - uważaj. Pracodawcy coraz częściej decydują się na sprawdzanie, ile faktycznie czasu poświęciliśmy na służbowe obowiązki

W zakładach produkcyjnych kontrolowanie czasu pracy wymaga procedury. Pracownicy odbijają karty wejścia i karty wyjścia. Informacja, ile pracowali, automatycznie przekazywana jest do działów kadrowo-płacowych. Na tej podstawie są przeprowadzane operacje finansowe - naliczane nadgodziny, odliczane nieobecności itp. W dużych firmach obowiązuje raczej zadaniowy charakter pracy. Pracownik nie musi przyjść o 9 i pracować do 17. Może zacząć pracę później. Najważniejsze, żeby dobrze zrobił to, co do niego należy. - Mimo to, jeśli pracownik regularnie późno przychodzi lub wcześnie wychodzi, szef szybko się o tym dowiaduje. Informują go o tym współpracownicy, którzy mają poczucie krzywdy, bo przecież oni tak ciężko pracują, a ich kolega robi, co chce. Ale coraz częściej pracodawcy kontrolują czas pracy podwładnych w inny sposób. Do przeszłości należą także podpisywane przez pracowników biur i urzędów listy obecności - mówi Barbara Korczyńska z firmy doradztwa personalnego Hays.

Jak pracodawcy monitorują godziny przyjścia i wyjścia pracowników? Zdarza się, że sprawdzają czas logowania się w systemach. Wiedzą, kiedy pracownik pozwolił sobie na rozprężenie, a nawet co w tym czasie robił, czy surfował po Internecie i po jakich stronach, czy też prowadził dyskusje na gadu-gadu, o której i gdzie wysyłał maile.

- Są programy, które służą do mierzenia czasu pracy, np. do liczenia wpisanych znaków lub programy mierzące liczbę metrów przejechanych myszką po ekranie. Monitorują transfer danych z wyszczególnieniem liczby odebranych lub wysłanych danych pracownika. Możliwe jest instalowanie na komputerach oprogramowania umożliwiającego w dowolnej chwili bez wiedzy pracownika podglądanie pulpitu komputera. Raporty na życzenie szefów firm czy działów przygotowują administratorzy sieci - mówi Bartosz Lewandowicz z firmy A plus C, która zajmuje się instalowaniem tego typu urządzeń.

Korzystają z nich już nie tylko duże koncerny, ale coraz częściej małe i średnie przedsiębiorstwa, a także urzędy administracji państwowej i samorządowej.

- Jest ich coraz więcej, są coraz bardziej popularne i dostępne. Nawet firmy, które dopiero rozpoczęły działalność, w pierwszej kolejności inwestują w system kontroli i raportowania - twierdzi Barbara Korczyńska.

Tymczasem pracowników kusi ogromna ilość informacji w Internecie, bezpłatna muzyka. Komunikacja z bliskimi już za czasów peerelowskiego braku telefonów odbywała się w pracy, tyle że dzisiaj telefony zastąpił dyskretny mail. To wszystko wciąga ludzi i powoduje, że często spędzają czas nie na wykonywaniu swoich obowiązków. Jaki użytek robią pracodawcy z kontroli tego, co robią podwładni?

- Jeśli okazuje się, że pracownik zbyt mało czasu poświęcił pracy, najczęściej przeprowadzana jest z nim rozmowa dyscyplinująca. Ale korzystanie prywatnie z Internetu w godzinach pracy może być podstawą do zwolnienia z pracy - mówi Korczyńska.

Jednak najczęściej monitorowani są najbardziej mobilni pracownicy, czyli przedstawiciele handlowi. - Są w ciągłym ruchu. Jeżdżą na spotkania i tak naprawdę nigdy nie wiadomo, gdzie są i co robią. Tu pracodawca musi obdarzać pracownika dużym kredytem zaufania i często się zdarza, że ten kredyt był nadużywany - mówi mówi Barbara Korczyńska. - Dziś dokładnemu zlokalizowaniu go służą różnego rodzaju elektroniczne systemy raportowania oparte na palmtopach i systemach lokalizacji, czyli GPS - dodaje Piotr Lisiecki z firmy UniCom, która sprzedaje takie urządzenia.

Kiedy pracownik wychodzi od klienta, ma obowiązek wprowadzenia do systemu danych typu - ile trwała rozmowa, z kim rozmawiał. W ten sposób szef wie, gdzie jest pracownik, jak się układa jego trasa.