Unia nie chce pracowników z Polski. Z 5 państw, które deklarowały, że otworzą swój rynek pracy po 1 maja, zostanie nam prawdopodobnie tylko Irlandia.
Przed referendum europejskim część krajów UE, w tym Wielka Brytania i
Szwecja, obiecywały, że nie wprowadzą dla pracowników z 10 nowych krajów żadnych
ograniczeń. Jednak z miesiąca na miesiąc mieszkańcy krajów Unii coraz bardziej
boją się zalewu taniej siły roboczej ze Wschodu. Niemal wszystkie kraje powoli
wycofują się ze swoich obietnic.
Pod wpływem parlamentu ograniczenia chce
wprowadzić nawet rząd Tony'ego Blaira. Prawdopodobnie skończy się to na
dwuletnim okresie przejściowym, jeśli chodzi o prawo do ubiegania się o
świadczenia socjalne. - Imigranci będą musieli przez dwa lata utrzymywać się z
własnej pracy, zanim nabędą pełnię praw - napisał wczorajszy "The
Times".
Obawy Brytyjczyków są częściowo usprawiedliwione. Z
badania,przeprowadzonego przez portal onet.pl wynika, że właśnie do Anglii
pojechaliby najchętniej Polacy. Na Wyspy chciałoby wyjechać 30 proc. szukających
pracy na Zachodzie. Drugim państwem, które budzi zainteresowanie Polaków, jest
Holandia. Władze tego kraju także zapowiadały zniesienie ograniczeń. Jak na
razie rząd zgodził się, by obywatele 10 nowych krajów UE podejmowali tam pracę.
Przeciwko temu protestuje jednak holenderski parlament.
Wbrew pozorom
ograniczenia nie zaszkodzą pracownikom z Polski, ale kasom państw, które je
wprowadzają. Większość Polaków deklaruje, że na Zachodzie pracuje na czarno.
Skoro po rozszerzeniu Unii nie będą mogli zalegalizować zatrudnienia, to nadal
nie będą od swoich dochodów odprowadzać żadnych podatków.