W Polsce renty inwalidzkie z tytułu niezdolności do pracy pobiera około 2,8 mln osób, czyli co 10-ty dorosły Polak. To najwyższy na świecie odsetek rencistów w stosunku do liczby ludności. Nie jest to jednak skutkiem złego stanu zdrowia Polaków, lecz wynikiem sytuacji na rynku pracy i efektem polityki państwa, prowadzonej zwłaszcza w latach dziewięćdziesiątych.
W ciągu ostatnich trzynastu lat wskaźnik bezrobocia rósł od 6,5 proc na koniec 1991 r. do 18,8 na koniec lutego bieżącego roku. W latach 1995-98 spadł on z blisko 15 proc. na koniec 1995 r., do 10 proc. na koniec 1998 r. Zawdzięczaliśmy to przede wszystkim szybkiemu wzrostowi gospodarczemu, ale także w jakiejś mierze liberalnej polityce przyznawania rent i wcześniejszych emerytur, zapoczątkowanej przez byłego ministra pracy Jacka Kuronia. Wiele osób zwalnianych z pracy przechodziło na świadczenia emerytalne lub rentowe. Z taką sytuacją mieliśmy zwłaszcza do czynienia w 1991 r., w którym na emerytury przeszło 0,5 mln, a na renty ponad 300 tys. osób. Łatwy sposób otrzymania tych świadczeń skłaniał często osoby zdolne do pracy do ucieczki na te świadczenia przed potencjalnym zagrożeniem utratą miejsca pracy. W rezultacie, nominalna i realna wysokość świadczeń jest bardzo niska, mimo że Polska przeznacza na renty największy odsetek swojego PKB (prawie 4 proc. - tj. około 30 mld zł. rocznie).