Mimo że w Polsce od 13 lat mamy do czynienia ze wzrostem gospodarczym, nie przybywa, a wręcz maleje, liczba miejsc pracy. To w połączeniu z gwałtownym wzrostem liczby osób zdolnych do podjęcia zatrudnienia powoduje dramatyczną sytuację na rynku pracy.
Według danych GUS w latach 1989-2001 w Polsce liczba pracujących spadła z 17,6 mln do 15 mln osób. W tym czasie nasza gospodarka notowała dobre wskaźniki rozwoju. Produkt krajowy brutto (PKB) zwiększył się o ponad 27 proc., a w porównaniu z pierwszym rokiem wzrostu (1992 r.) aż o 57 proc. Porównanie jego wzrostu i liczby osób pracujących sugeruje, że liczba tych ostatnich rośnie, gdy PKB przekracza 5 proc. W latach 1994-1997, kiedy rósł średniorocznie ponad 6 proc., w Polsce stworzono 1,1 mln miejsc pracy. Prawie tyle samo zlikwidowano między 1998 a 2001 r., mimo że PKB przyrastał średnio o 3,5 proc. Dynamika wzrostu gospodarczego ma zatem największy wpływ na nasz rynek pracy.
Jak powiedziała „GP” prof. Elżbieta Kryńska z Uniwersytetu Łódzkiego, w pierwszym okresie zmian firmy musiały podjąć kroki restrukturyzacyjne. Urealniały one swoją sytuację na rynku przez redukcję tzw. bezrobocia ukrytego. Później doskonalono organizację pracy, napływały nowoczesne środki produkcji i technologie, przez co wzrastała wydajność pracy. Nie trzeba było zatrudniać dodatkowych osób, aby wytworzyć tę samą ilość dóbr czy usług. Ten proces się nie skończył. Wiele branż wymaga dalszej restrukturyzacji, która zaowocuje kolejnymi zwolnieniami – podkreśla profesor.