Niemiecki rząd ostro bierze się do walki z pracą na czarno, nawet w prywatnych domach. "Powód? Kolejny rok z rzędu gospodarka jest w stagnacji, a szara strefa kwitnie - pisze "Gazeta Wyborcza".
"Gazeta Wyborcza" podkreśla, że sprawa dotyczy także wielu pracujących na
czarno w Niemczech Polaków.
"Jeśli proponowana przez rząd kanclerza
Schrödera ustawa wejdzie w życie, praca na czarno przestanie być wykroczeniem.
Stanie się przestępstwem. Oznacza to nie tylko wyższą karę pieniężną, lecz także
groźbę więzienia za jej niezapłacenie oraz wpis do rejestru skazanych - zarówno
dla pracownika, jak i pracodawcy" - pisze "Gazeta Wyborcza".
Szacuje się,
że w samym tylko Berlinie nielegalnie pracuje około 100 tysięcy osób. W Berlinie
i Brandenburgii w pierwszej połowie 2003 roku wykryto 17 tysięcy przypadków
zatrudniania na czarno. Łączna wartość nałożonych kar wyniosła aż 9,5 milionów
euro, a większość przypadków nielegalnego zatrudnienia wykryto na małych i
prywatnych budowach.
W Polsce zarówno zatrudniającemu, jak i pracującemu
nielegalnie grożą grzywny - pracownik może zapłacić od 500 do 5 tysięcy złotych,
a pracodawca co najmniej 3 tysiące.
"Tylko teoretycznie grożą
pracodawcy dwa lata odsiadki - za złośliwe lub uporczywe naruszanie praw
pracownika" - powiedział Robert Kwiatkowski, dyrektor Powiatowego Urzędu
Pracy w Warszawie.
Dodał, że cudzoziemiec przyłapany na pracy bez
zezwolenia może od razu zostać odesłany z Polski. W praktyce jednak - jak
przyznaje Robert Kwiatkowski - system kontroli jest mocno nieskuteczny, a
karalność prawie żadna.