Rząd Niemiec pracuje nad sposobami ochrony niemieckiego rynku pracy przed napływem taniej siły roboczej z nowo przyjętych krajów UE - napisał w piątek brytyjski "Financial Times", powołując się na przedstawicieli niemieckiego ministerstwa gospodarki.
Nowe środki będą wymierzone w pracowników faktycznie pracujących na czarno,
nawet jeśli formalnie mają status podwykonawców.
1 maja 2004 roku, z
chwilą rozszerzenia UE, Niemcy nie otworzyły swojego rynku pracy, zastrzegając
sobie możliwość utrzymania ograniczeń aż do 2011 roku. Możliwości poszukiwania
pracy pozbawieni są obywatele nowych krajów UE, ale nie firmy działające w
ramach jednolitego, unijnego rynku. Tym samym np. polskie firmy usługowe mogą
swobodnie funkcjonować na niemieckim rynku, o ile działają zgodnie z
prawem.
Jak pisze gazeta, niemieckie związki zawodowe twierdzą, że firmy
z krajów Europy Środkowej, których właścicielami często są Niemcy, wykorzystują
tę lukę prawną po to, by obejść przejściowe przepisy w sprawie ograniczenia
dostępu do rynku pracy i sprowadzenia taniej siły roboczej.
"Podczas,
gdy niektóre firmy usługowe z nowych krajów UE działają w dobrej wierze, wiele
innych to zwykłe agencje zatrudnienia pełniące funkcje oficjalnych pracodawców
dla imigrantów ekonomicznych, którzy w innym przypadku nie mieliby możliwości
pracy w Niemczech" - napisał "FT".
Niemieckie "ministerstwo
gospodarki chce zapobiec wybuchowi publicznego oburzenia w czasie, gdy zabiega o
poparcie dla ambitnego unijnego planu w sprawie liberalizacji rynku usług" -
dodaje gazeta.
"(Działania ministerstwa) są następstwem doniesień o
fali zwolnień w niemieckich zakładach mięsnych, gdzie miejscowi pracownicy są w
szybkim tempie zastępowani przez nisko opłacanych pracowników z Europy
Środkowowschodniej. Rząd w Berlinie obawia się, że podobne tendencje wystąpią w
innych sektorach takich, jak hotelarstwo i pielęgniarstwo" - kontynuuje
brytyjski dziennik sfer gospodarczych.
Według nieoficjalnych źródeł, na
60 tys. pracowników niemieckich rzeźni 26 tys. zostało zwolnionych po to, by
zrobić miejsce dla taniej siły roboczej z nowych krajów UE. Nowo zatrudnieni
pracują za 3 euro na godzinę, mieszkają w opłakanych warunkach, a ich nowi
pracodawcy dzięki nim oszczędzają także na środkach higieny.