Jak twierdzą właściciele plantacji truskawek i szparagów często pracownicy z Rosji i Ukrainy ratują ich przed katastrofą. Gdyby nie oni owoce i warzywa zostałyby na polu.
Wiesława Wajman z Lasocina kolejny już rok pracuje przy zbiorze szparagów na plantacji w okolicy Nowego Miasteczka. To prawdziwe szparagowe zagłębie i ostatnia deska ratunku dla wielu okolicznych rodzin. - Najpierw sadzimy las, później chodzimy na szparagi, następnie rozpoczynają się jagody i grzyby – mówi kobieta pracująca razem z mężem. – Jeśli ktoś jest zdesperowany, szuka pracy z pewnością ją znajdzie.
Od rana do wieczora
Zaczynają pracować przed godz. 6.00.
Najbardziej wprawni potrafią zebrać dziennie nawet 100 kg. Jeśli utrzymują to
tempo codziennie miesięcznie są w stanie zarobić nawet 4 tys. zł miesięcznie.
- Po kilku dniach mam wrażenie, że kręgosłup zostawiłem między grzędami
– mówi Wiktor, który ma pole szparagów w okolicy Nowej Soli (właściciel
prosi żeby nie podawać dokładnej lokalizacji).
Jak przyznaje Wiktor trzy, cztery miesiące pracy w Polsce wystarczają na utrzymanie rodziny przez cały rok. - Nie uważamy, że robimy krzywdę bezrobotnym Polakom, oni tej pracy nie chcą wykonywać – dodaje Atanas z Iwanowa. – Wy jeździcie do Niemiec i Hiszpanii, dla nas Polska jest taką Hiszpanią.
Szkoda Rosjan
Jak mówi Henryk Wierucki z plantacji w
okolicy Nowego Miasteczka opierają się na grupie doświadczonych pracowników,
których zatrudniają od lat. Próbowali załogę uzupełnić ludźmi przysyłanymi z
urzędu pracy, ale nie był to dobry pomysł. - Przyjechali, popatrzyli i w
większości odwrócili się na pięcie twierdząc, że to zbyt ciężka praca –
dodaje Artur Buśko. Dziś szukają ludzi na własną rękę, organizując spotkania z
kandydatami do pracy, namawiając ich.
Plantatorzy truskawek z okolic Ochli także nie mają najmilszych wspomnień po
ludziach rekrutowanych przez pośredniaki. Popracowali dwie godziny i praktycznie
uciekli z pola zostawiając pracodawcę. Później rekrutowali ludzi z przysłowiowej
„łapanki” gdyż owoce gniły na polach. Oficjalnie truskawkowi rolnicy zapewniają,
że pracowników ze wschodu nie mają.
- Kary są koszmarnie wysokie,
kontrole są częste i ryzyko okazuje się bardzo duże – mówi plantator
truskawek z okolic Świdnicy. – Szkoda bo ci ludzie ze wschodu są zdecydowani
na wszystko i jak przyjeżdżają do pracy to pracują. Solidnie.
Dobry zbieracz jest w stanie oddać 50 koszyków owoców, bardzo dobry nawet sto. Za koszyk - plantatorzy płacą od 1,5 do 2 zł.
Martwe dusze
Okazuje się, że o pracowników sezonowych
jest ciężko przede wszystkim w rejonach, gdzie jest dużo plantacji. Na wielu,
mimo strachu przed kontrolami, pracują Rosjanie i Ukraińcy. - Ale nie będzie
mojego nazwiska? – upewnia się plantator szparagów z okolic Zielonej Góry –
Mogę powiedzieć, że oficjalnie o żadnych Rosjanach nie wiem. Nieoficjalnie
jest ich więcej niż Polaków. Ale przyjąłem zasadę, że rejestruję na liście płac
tylko Polaków, a kto na ich konto zbiera szparagi to już nie jest moja sprawa...
Gdy przyjeżdżamy na kolejne plantacje natychmiast część pracowników znika w pobliskim lesie... Tak na wszelki wypadek.