Pracownicy etatowi mogą liczyć na to, że zupełnie legalnie zyskają dodatkowy wolny dzień, albowiem święto 1 listopada wypada w tym roku w sobotę.
Skąd się wzięła ta rewolucja? Za sprawą wyroku Sądu Najwyższego, który w
listopadzie 2001 r. stwierdził, że pracowników nie wolno pozbawić prawa do
święta, jeśli przypada ono w inny dzień niż w niedzielę. Czyli za święto
wypadające w sobotę też należy się wolne. Od orzeczenia SN po raz pierwszy taka
sytuacja zdarzyła się właśnie 3 maja tego roku i powtórzy 1
listopada.
Dlaczego należy się wolne za święto w sobotę? To trochę
skomplikowane, ale warto poznać mechanizmy naliczania godzin pracy, aby poznać
swoje prawa i pracować tyle, ile trzeba. W Polsce obowiązuje 40-godzinny system
pracy (czyli zazwyczaj pięć dni w tygodniu po osiem godzin). Po odliczeniu
niedzieli (jest to święto) pozostaje sześć dni na pracę. W ok. 80 proc. firm
przyjęto, że nie idzie się do pracy w sobotę, ale niektórzy pracodawcy, np. w
handlu, dają swoim ludziom wolne w środku tygodnia. Ktoś, kto nie idzie do pracy
np. w środę, zyskiwałby w listopadzie podwójnie, mając wolne zarówno w środę,
jak i sobotę. - Pozostali pracownicy byliby więc pokrzywdzeni. Decyzja Sądu
Najwyższego jest słuszna, chodzi o to, aby wszystkich traktować w jednakowy
sposób - tłumaczy mec. Grzegorz Orłowski, ekspert prawa pracy.
Jak
się to liczy? W przypadku "sobotnich" świąt pracodawca powinien wyznaczyć wolne
do końca tzw. okresu rozliczeniowego (w różnych firmach, w zależności m.in. od
profilu działalności, wynosi on od jednego tygodnia do roku. Zazwyczaj
okres rozliczeniowy wynosi od miesiąca do czterech. Przedłużać go można tylko w
uzasadnionych przypadkach, dłuższy okres rozliczeniowy mają np. dekarze, których
praca ma charakter sezonowy.
Komu się należą wolne dni? Niestety, tylko
osobom zatrudnionym na podstawie umowy o pracę (prawo pracy nie dotyczy
zatrudnionych na umowy cywilne lub prowadzących działalność
gospodarczą).
Kto nie skorzysta z tego przepisu? Przedstawicieli zawodów,
których pracę regulują szczególne, "branżowe" przepisy. Chodzi głównie o
urzędników państwowych (oni zgodnie ze swoimi przepisami pracują po osiem godzin
na dobę, 40 godzin w tygodniu. Jeśli więc w sobotę wypada święto, to nie mają
prawa do dodatkowego wolnego, a jeśli święto jest w środku tygodnia, to zyskują
jeden dzień).
A co z pracownikami, którzy mają tzw. "zadaniowy czas
pracy"? Ich ten przepis oczywiście dotyczy, ale w praktyce jest trudny do
wyegzekwowania. Aby podołać obowiązkom, pracownicy siedzą w biurze po
kilkanaście godzin na dobę, a czasami przychodzą do pracy nawet w weekendy. Mogą
oczywiście próbować poskarżyć się w inspekcji pracy, czy w sądzie że pracodawca
obciąża ich nadmiernymi obowiązkami, ale z tej możliwości - w obawie o utratę
pracy - raczej nikt nie korzysta.
Jak walczyć o swoje? Jeśli pracodawca
"zapomni" udzielić dodatkowego dnia wolnego do końca okresu rozliczeniowego,
pracownikowi należą się nadgodziny. Obowiązują wtedy zwykłe przepisy o
nadgodzinach, czyli pracodawca płaci pełną stawkę za pracę nadliczbową w święta.
Pracodawca ma prawo zdecydować, czy da pracownikowi pieniądze, czy udzieli
wolnego za nadgodziny. W ostatnim przypadku musi udzielić czasu wolnego o połowę
więcej, niż wynika z nadgodzin (np. za 8 nadgodzin pracy - 12 godzin wolnego).
Jeśli to jednak pracownik prosi szefa o wolne zamiast pieniędzy, to należy się
mu tylko jedna godzina wolnego za jedną nadgodzinę.