Zaczynamy od pierwszego w historii sanockiej prokuratury aktu oskarżenia w sprawie o "mobbing". Jeszcze niedawno to słowo nic nam nie mówiło. Dziś angielski termin jest już w prawie pracy. Oznacza znęcanie się pracodawcy nad pracownikiem. Mogą być to zarówno szykany psychiczne, jak i przekraczanie czasu pracy. Jedną z takich spraw zajmie się teraz Sąd Rejonowy w Sanoku.
Sprawa dotyczy dwóch sklepów: w Sanoku i Zagórzu - kierowanych wówczas przez tę samą osobę i należących do dużej sieci handlowej. Dwie sprzedawczynie postanowiły odejść z pracy, bo - jak twierdzą - były poniżane i zmuszane do pracy ponad siły – czasem o szóstej rano do dwudziestej drugiej w nocy. Zmuszane były do podpisywania fikcyjnych list obecności. W dni, które na tych listach były wolne, w rzeczywistości pracowały. Kobiety nie chcą pokazać swoich twarzy do kamery, bo obawiają się, że następnej pracy już nie znajdą. Mają żal do szefa sieci handlowej, że nie zajął się ich sprawą.
Tymczasem ich była przełożona nadal jest kierowniczką sklepu. Jest zdziwiona oskarżeniami, tym bardziej, że pojawiły się one półtora roku tym jak kobiety odeszły z pracy. Swojej szefowej bronią obecni pracownicy. Nie mają do swojej kierowniczki żadnych zastrzeżeń. Zaprzeczają, że są jakoby zmuszani do pracy ponad normę. Prokuratora Rejonowa w Sanoku uznała jednak zarzuty za uzasadnione i wysunęła wobec kierowniczki sklepu akt oskarżenia. Mowa jest w nim aż o 10 pokrzywdzonych. W Polsce za mobbing grozi kara do 2 lat więzienia lub grzywna. Szefowie firmy twierdzą, że sprawa nie dotyczy całej sieci, a jest jedynie lokalnym konfliktem personalnym. Szkoda tylko, że ani prezes firmy, ani nawet jej rzecznik prasowy nie mieli odwagi powiedzieć tego do kamery.