Goniec dostaje tam więcej niż nasz parlamentarzysta. A im wyżej w hierarchii urzędniczej, tym wyższe zarobki. Wiedzą o tym dobrze ci, którzy wystartowali w wyścigu po europosady. Wczoraj rozpoczęły się egzaminy na tłumaczy i urzędników niższego szczebla Unii Europejskiej.
Eurokratami chce zostać ponad 11 tysięcy Polaków. A etatów: tłumaczy, sekretarek i administratorów przyznanych nam przez Brukselę w poszerzonej Unii Europejskiej jest tylko 900. Tak więc walka o stanowiska będzie niezwykle zacięta.
Do you speak english...
Jako pierwsi do egzaminów
przystąpili wczoraj kandydaci na tłumaczy. W Warszawie, Poznaniu, Gdańsku i
Krakowie pocili się nad testami. - Egzamin jest bardzo trudny. Kandydaci
muszą nie tylko wykazać się znajomością języków obcych, ale też wiedzą o UE, jej
instytucjach - podkreśla Marian Stasiak, dyrektor Departamentu Kształcenia
Europejskiego w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. - Osoby, które
zdadzą test pisemny, czeka jeszcze egzamin ustny w Brukseli.
Egzamin pisemny na tłumaczy składał się z czterech części. Najpierw kandydaci musieli odpowiedzieć na szczegółowe pytania dotyczące instytucji i polityki UE, następnie sprawdzona została umiejętność rozumienia tekstu. Te etapy odbywały się w języku angielskim, francuskim lub niemieckim.
Kolejne części egzaminu to tłumaczenia dwóch tekstów. Pierwszego z języka angielskiego, francuskiego bądź niemieckiego na polski oraz drugiego - z innego wybranego przez kandydata języka państw UE lub krajów przystępujących.
Też chcą do Brukseli
Dziś testy będą rozwiązywać
kandydaci na sekretarki i sekretarzy. A 11 i 12 grudnia kandydaci na
administratorów, urzędników najniższego szczebla urzędniczego - o tę posadę
ubiega się aż 8 tys. rodaków, a we wszystkich 10 krajach kandydujących do UE aż
24 tysiące. Polska ma wysłać do Brukseli 305 administratorów.
- To, póki co, koniec konkursów na pracowników unijnych - mówi Ewa Haczyk, rzecznik prasowy UKIE. - Ale w planach jest zatrudnienie kolejnych, już wyższego szczebla urzędników merytorycznych.
Zgodnie z deklaracjami Brukseli, w agendach UE w ciągu 8 lat ma zostać zatrudnionych około dwóch tysięcy Polaków.
Podobne egzaminy co w Polsce przeprowadzane są we wszystkich 10 krajach kandydackich, gdzie w sumie o przysługujące europosady ubiega się aż 38 tysięcy osób.
Goniec bije posła
Ile będą zarabiać unijni urzędnicy? -
Sporo jak na polskie warunki - uważa dyrektor Stasiak. - Od 2,1
tys. euro do nawet ponad 14 tys. euro, bo tyle mają dyrektorzy generalni. Ale
też trzeba pamiętać, że są to płace brutto, od których trzeba zapłacić co
najmniej 15 proc. podatku. Bruksela to drogie miasto. Koszty utrzymania tam są
dużo wyższe niż w Polsce. No i jest to jednak praca poza domem, chyba że ktoś
przeprowadzi się z całą rodziną.
A z pewnością warto, bo praca w Komisji Europejskiej to nie tylko droga do kariery, ale też sporych pieniędzy. Zarobki unijnych urzędników budziły i budzą kontrowersje, bo są imponujące, przynajmniej części urzędników. Ambasador Komisji Wspólnot Europejskich w Polsce Bruno Dethomas zarabia znacznie więcej niż prezydent Aleksander Kwaśniewski. Pensja ambasadora oscyluje w widełkach 9-13 tys. euro, podczas gdy prezydenta RP ok. 18 tys. złotych.
A gdzie tam prezydentowi równać się do jednego z 24 dyrektorów generalnych UE, zarabiających od 12 do ponad 15,4 tys. euro. W unijnych agendach nawet goniec dorównuje pod względem płac polskiego parlamentarzystę. Unijny chłopiec na posyłki ma ponad 2 tys. euro, a nasz poseł wyciąga miesięcznie ok. 9 tys. zł brutto plus 2,2 tys. zł diety.
Premier Miller (15 tys. zł) dostaje miesięcznie mniej, niż otrzyma na początek Kowalski, który załapie się posadę tłumacza w Brukseli (ponad 4 tys. euro). Szefowa biura regionalnego Warmii i Mazur w Brukseli Iwona Kur (pensja 2800 euro) zarabia więcej niż marszałek województwa, Andrzej Ryński (10,2 tys. zł).
Poza pensją eurokraci mogą liczyć na różne dodatki m.in. rodzinny - 237 euro na każde dziecko, rozłąkowe - 424 euro. Jak się zbierze cent do centa to wychodzi, że bycie eurokratą to całkiem niezły interes.