Berlińscy przedsiębiorcy opowiadają się za wcześniejszym otwarciem niemieckiego rynku pracy dla pracowników z Polski i pozostałych nowych krajów Unii Europejskich - podał w piątek niemiecki dziennik "Tagesspiegel".
Prezes berlińskiej izby rzemieślniczej Stephan Schwarz powiedział, że jego
zdaniem "nadszedł czas, aby zastanowić się, czy siedmioletni okres przejściowy
jest korzystny". Schwarz wyjaśnił, że szybsza liberalizacja przepisów
ograniczających dostęp do rynku pracy mogłaby stworzyć lepsze szanse małym i
średnim przedsiębiorstwom.
Traktat akcesyjny daje krajom Unii możliwość
ograniczania przez siedem lat dostępu do rynku pracy. Niemcy zamknęły swój rynek
pracy na razie na dwa lata. W 2006 roku władze zdecydują, czy przedłużyć zakaz
podejmowania pracy na kolejne trzy lata. W uzasadnionym przypadku możliwe jest
przedłużenie w 2009 roku zakazu o następne dwa lata - do 2011
roku.
Niemiecka Izba Handlu i Przemysłu (DIHK) zaproponowała, aby
rozważyć możliwość wcześniejszego zniesienia ograniczeń. "Już teraz daje się
odczuć brak fachowców w Niemczech wschodnich" - powiedział Achim Dercks,
wiceprzewodniczący DIHK.
Niemiecki Instytut Badań nad Gospodarką (DIW)
podkreślił, że obawy obywateli Niemiec mieszkających w rejonach nadgranicznych
przed masowym napływem pracowników ze wschodu nie potwierdziły
się.
Zdaniem ekonomistów z DIW, takiego napływu nie należy spodziewać się
także w przyszłości. W przypadku całkowitego zniesienia ograniczeń, do
wszystkich 15 "starych" krajów Unii przybywałoby rocznie tylko ok. 220 tysięcy
osób z nowych krajów.
Niemiecki rząd nie zamierza jednak zmienić swej
linii politycznej. "Nie myślimy o tym, aby przed rokiem 2006 zmieniać zasady
dostępu do rynku pracy" - powiedziała "Tagesspieglowi" rzeczniczka
ministerstwa gospodarki i pracy. Podobną opinię wyraził przedstawiciel rządzącej
SPD Klaus Brandner. "Ustanowienie okresów przejściowych było słuszne. Nie można
znieść ich zbyt szybko" - zaznaczył Brander. Socjaldemokrata odpowiedzialny jest
w swej partii za rynek pracy.