Zmiany klimatu, w tym - ocieplenie - to dłuższy okres aktywności pszczół i plony miodu większe o ponad pół kilograma z jednego ula w skali roku. Wskazują na to wyniki analiz unikalnego, gromadzonego niemal pół wieku zbioru danych z pasieki pod Wrocławiem.
Wyniki analiz przedstawiono w "International Journal of Biometeorology" http://link.springer.com/article/10.1007/s00484-016-1293-x
Pan Michał Zawilak z Wrocławia ma 80 lat, a pszczołami interesuje się już ponad 70. Jako siedmiolatek podpatrywał dziadka pracującego przy pasiece, a po skończeniu szkoły średniej sam zajął się hodowlą. Dużą pasiekę prowadzi od lat 70. Obecnie ma 62 ule, choć w sezonie bywa ich nawet sto.
I mimo że przy tak dużej liczbie pszczelich rodzin na brak pracy nie można narzekać, pan Zawilak codziennie prowadzi zapiski. Notuje wartości temperatur, a co sezon również daty i obserwacje dotyczące pszczół, kwitnienia roślin oraz pogody, kluczowej z punktu widzenia pszczelarza.
"Życiem i przyrodą rządzi cykliczność. Można się zajmować tylko gospodarką pasieczną, ale ja robię to wszystko, dochodząc do praw, które rządzą pszczołami i zjawiskami w przyrodzie" - powiedział Michał Zawilak w rozmowie z PAP. "Porównując obecny rok i kilka poprzednich lat, widzę na przykład, że w tym roku - w stosunku do poprzednich pięciu lat - zimowla pszczół przebiega w bardzo korzystnych warunkach termicznych. Jeśli luty dopisze i nie będzie wysokich temperatur, pszczoły mogą wejść w nowy okres aktywności w bardzo dobrej kondycji. Przypuszczam też, że ten rok może być bardzo korzystny również ze względu na nektarowanie niektórych roślin" - mówi.
Wielu pszczelarzy robi notatki. "Ale rzadko się zdarza, by jedna osoba prowadziła je tak długo i tak skrupulatnie" - podkreśla dr Aleksandra Łangowska z Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego (IZUP) w Poznaniu.
Wraz z Adamem Głazaczowem z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, prof. Piotrem Tryjanowskim oraz prof. Timem H. Sparksem z IZUP - dr Łangowska wykorzystała dane gromadzone przez p. Zawilaka przez 46 lat (1965-2010), aby sprawdzić, jak zmiany temperatur wpływają na pszczoły i produkcję miodu.
Naukowcy wykorzystali część zapisków Michała Zawilaka, np. dane dotyczące terminu pierwszego oblotu oczyszczającego pszczół, pierwszego przeglądu pszczelich rodzin, pierwszego i ostatniego miodobrania, liczby miodobrań (bo często jest ich więcej niż dwa) czy wydajności uli. Informacje o produkcyjności rodzin pszczelich porównano z danymi z pasieki Petera W. Tomkinsa z Herdfordshire w Wielkiej Brytanii.
Dr Aleksandra Łangowska - która sama prowadzi pasiekę - tłumaczy, że pszczelarze co roku szczególnie uważnie wyczekują tzw. pierwszego oblotu oczyszczającego.
"Pszczoły miodne to jedne z nielicznych owadów naszej strefy klimatycznej, które zimą nie zapadają w hibernację i nie śpią. Przebywają wówczas w ulu, ale ich procesy metaboliczne są spowolnione. I choć jedzą - to nie mogą wyjść na zewnątrz, żeby wydalić odchody. Nie defekują też w ulu ze względu na duże ryzyko epidemiologiczne. Czekają na moment, aż temperatura wzrośnie na tyle, by mogły wylecieć i się opróżnić. Właśnie to zjawisko pszczelarze nazywają pierwszym oblotem oczyszczającym. Od początku stycznia pilnują termometru i przewidują, kiedy nastąpi ten pierwszy, pozimowy oblot. Zawsze starają się go zaobserwować, bo na podstawie tego lotu można ocenić - bez zaglądania do ula - jak rodziny pszczele przezimowały" - powiedziała badaczka.
Dane z pasieki pana Zawilaka z 46 lat naukowcy zestawili z jednolitymi danymi meteorologicznymi. Interesowały ich zwłaszcza temperatury - jeden z ważniejszych czynników nadających rytm przyrodzie.
Z analiz wynika, że od kwietnia do sierpnia przez lata obserwacji temperatura w okolicy Wrocławia wzrosła aż o 1,6 st. C, a termin ostatniego miodobrania bardzo odsunął się w czasie. "Wygląda na to, że pszczoły dłużej pracowały i pszczelarz mógł później zebrać ostatni miód" - mówi naukowiec z IZUP.
To znaczy, że więcej było miodobrań i że wzrasta wydajność pasieki oraz ilość późnoletniego miodu. W pasiece Michała Zawilaka plon zwiększał się średnio co roku o 0,8 kg z każdego ula, natomiast w pasiece Petera W. Tomkinsa o 0,6 kg. "To dosyć dużo" - ocenia dr Łangowska, bo w Polsce średnia roczna wydajność z jednego ula wynosi ok. 20 kg (u p. Zawilaka było to 26 kg, a u Petera Tomkinsa - 20 kg).
„Zaobserwowany wzrost wydajności to nie tylko efekt zmiany temperatury, ale oczywiście również wynik rosnącego doświadczenia pszczelarza, co uwzględniliśmy w obliczeniach” - zaznacza dr Łangowska.
Okazało się też, że przez wszystkie lata obserwacji w okolicy Wrocławia średnie temperatury wiosenne nie zmieniły się. Stąd nie zmienił się też w tym czasie termin pierwszego oblotu i pierwszego miodobrania. Dr Łangowska zastrzega jednak, że okolice Wrocławia są jednymi z najcieplejszych w Polsce, a w badaniach uwzględniono dane z tylko jednej pasieki. "O tym, że w innych miejscach termin ten się zmienił, świadczą nasze wcześniejsze badania. Dla porównania w Poznaniu w ciągu 25 lat przyspieszenie tego terminu wyniosło aż 34 dni!" - mówi.
Klimatolodzy od lat ostrzegają, że ocieplenie może oznaczać duże zmiany w wielu dziedzinach życia, m.in. rolnictwie. Z powodu wzrostu średnich temperatur i zmian dotyczących opadów (a jednocześnie wzrostu ryzyka ulew i suszy) zmiany klimatu odczują zwłaszcza rolnicy. Z jednej strony mogą oni skorzystać na wydłużeniu okresu wegetacji, z drugiej - częściej przyjdzie się mierzyć z suszą czy atakami nowych patogenów. Zmiany klimatu, w tym - ocieplenie, mogą mieć negatywne skutki także dla pszczelarstwa - przyznaje dr Łangowska. "Z podobnych względów, jak dla innych gałęzi rolnictwa - z powodu suszy czy większego zagrożenia pasożytami, w tym roztoczami powodującymi warrozę, którym sprzyjają ciepłe zimy" - mówi.
Nowe badanie oznacza jednak, że dla pszczelarzy ocieplenie nie musi być złe. "Jeśli chodzi o wydłużenie sezonu ciepłego - wygląda na to, że pszczoły dają sobie radę, a pszczelarze potrafią odpowiednio zareagować" - mówi.
Więcej ciepłych, jesiennych dni nic by jednak nie dało, gdyby pszczoły nie miały roślin pożytkowych. A pszczelarze to jedni z nielicznych, którzy dostrzegają zalety nawłoci kanadyjskiej - rośliny uznanej przez ekologów za boży dopust w naszym środowisku. Inwazyjna nawłoć opanowała polskie łąki i ugory, tworząc złote monokultury. Jej kwitnienie w końcu sierpnia (gdy trudno już o inne kwiaty) dla pszczelarzy oznacza jednak wrześniowe miodobrania.
Zdaniem Aleksandry Łangowskiej pszczoły powinny dobrze znieść dłuższy sezon miodobrania i większą liczbę zbiorów miodu. "Pochodzą przecież z Afryki lub Bliskiego Wschodu i są przystosowane do całorocznej pracy. To do naszych warunków - surowej zimy - zdołały się przystosować: potrafią zrobić zapasy, przetrwać kilka miesięcy uwięzione przez zimno w ulu i nie zatruć się w tym czasie odchodami. Są bardzo plastyczne!" - mówi.
Anna Ślązak (PAP)