Musiałek: Europejskim Zielonym Ładem świetnie buduje się moralną wyższość, jednak nikt nie chce mówić o jego kosztach
Dyrektor CAKJ w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim wskazuje, że musimy zacząć realnie rozmawiać o zyskach i kosztach Europejskiego Zielonego Ładu
Europejski Zielony Ład jest narcystyczny i megalomański. Jako Europa zachowujemy się tak, jakby przyszłość świata zależała od nas. Tylko osiem procent wszystkich emisji CO2 produkuje Unia Europejska i ten cały dyskurs, że uratowanie planety zależy od naszej neutralności klimatycznej w 2050 roku, wydaje mi się niebezpieczny. Wysiłki pozostałych regionów świata są rachityczne i głównie PR-owe. Nikt inny nie narzuca sobie regulacji tak obciążających gospodarczo i społecznie.
W debacie nie rozważa się w wystarczającym stopniu kosztów, wad i złych efektów zielonej transformacji. Tego nie ma. Nawet jak spotka się grupa poważnych uczonych, to wszyscy oni czują – niezależnie od wiedzy, liczb i argumentów – jaki ma być na końcu wynik. Na każdej konferencji musi paść sakramentalne potwierdzenie, że jesteśmy zieloni, że musimy w to iść na sto procent, a jakiekolwiek argumenty hamujące ten zapał są ignorowane. Dopiero w kuluarach na papierosie często ci sami ludzie łapią się za głowy: „To będą gigantyczne koszty, nie wiadomo, czy społeczeństwa to udźwigną”. Taka sytuacja powoduje greenwashing nie tylko na poziomie biznesowym, ale też na poziomie intelektualnym. I to jest zjawisko fatalne.
Padają rytualne zapewnienia, że będzie zielono i wspaniale. „To inwestycja w przyszłość”. Ludzie, którzy wypowiadają te zaklęcia, dobrze wiedzą, że to nadmierny optymizm. Ale wszyscy przymykają oczy. Gdybyśmy w przypadku jakiegokolwiek innego problemu mieli na stole tak silne dane, że coś się nie spina, to byśmy o tym poważnie dyskutowali. Duża część polskich elit eksperckich też woli nie zgłaszać wątpliwości, żeby się nie narażać. I niestety osoby, które w pierwszej kolejności powinny sygnalizować słabe punkty różnych rozwiązań – a Europejski Zielony Ład ma ich sporo – sygnalizują problemy, owszem, ale głównie po stronie polskiego rządu. To niesamowite, jak wielka część intelektualnej pary idzie w krytykę rządu znacząco przesadzoną.
Polska gospodarka przez ostatnie trzy dekady nadrabiała gigantyczny dystans do Zachodu. Przy tylu innych potrzebach budżetowych nie było szans, żeby iść w pierwszym szeregu reformy energetycznej. Zielone technologie jeszcze niedawno były piekielnie drogie. I co? Mieliśmy instalować OZE w tempie niemieckim i mieć dwa razy wyższe ceny prądu? Kraje Europy Zachodniej zaczęły inwestować w zielone technologie dużo wcześniej, bo było je na to stać. Być może uda im się zrekompensować te wydatki eksportem własnych urządzeń do energetyki bezemisyjnej. Polska nie ma na to szans. Dla nas zielona transformacja to będą wydatki, wydatki i wydatki. Że na tym więcej zarobimy niż wydamy, to raczej nie ma co liczyć.
Moim zdaniem Europejski Zielony Ład to kolejne świetne narzędzie do budowania swojej moralnej wyższości. Oczywiście fakty nie do końca się tu zgadzają, bo jak się policzy ślad węglowy osób uboższych w Polsce i tych, które są najbardziej zaangażowane w zielony dyskurs, to ludzie na wsi okażą się dużo bardziej ekologiczni, mają wpojone nawyki, żeby rzeczy nie marnotrawić i mniej konsumują. Mamy energetykę opartą na węglu nie dlatego, że PiS kocha smog i emisję CO2, tylko dlatego, że węgiel przez wiele dekad był naszym narodowym dobrem. Na prądzie z węgla zbudowaliśmy gospodarkę, również nasze unijne sukcesy w doganianiu Zachodu zostały zbudowane na węglu.
Wiele założeń Europejskiego Zielonego Ładu nie uwzględnia rzeczywistości. Unia być może powinna podejmować zobowiązania ambitniejsze niż inni, ale my ten rozsądny poziom już dawno przekroczyliśmy. Już poprzedni pakiet był ambitny, a obecny – „Fit for 55” – bije wszystko na głowę. Jest jest sens uchwalania „Fit for 55”, kiedy w innych krajach takich zobowiązań nie ma i się na to nie zanosi? Przypomnę: w skali świata nasze europejskie emisje to 8 procent. I ten udział będzie maleć. Inne kraje się do tego nie przyłączają i Europa może zostać frajerem.
Cały Europejski Zielony Ład wisi tak naprawdę na jednej kluczowej kwestii: optymistycznym założeniu rozwoju technologii. W sektorach gospodarki, które mają być poddane transformacji, nie mamy dzisiaj dopracowanych technologii albo nie są one wystarczająco masowe. I uważamy, że skoro ładujemy w to kasę, no to muszą te technologie powstać i za chwilę będą tanie. „Okej, elektryki są dziś drogie, ale niedługo będą w takiej cenie, jak diesle”. A jeśli nie?
Materiał stanowi wybrane fragmenty z wywiadu Grzegorza Sroczyńskiego z Pawłem Musiałkiem na łamach gazeta.pl znajduje się tutaj. https://next.gazeta.pl/next/7,151003,28625406,zielona-transformacja-to-bedzie-dla-nas-koszmar-wydatki-wydatki.html
Zapraszamy do lektury pełnej wersji rozmowy.
źródło: KLUB JAGIELLOŃSKI