Praca w trybie trzyzmianowym
Żniwa to newralgiczny czas w roku dla każdego gospodarstwa. Całoroczna praca zostaje oceniona przez pryzmat kilkutygodniowych żniw. Dlatego też tak ważne jest, by ten czas wykorzystać w sposób najbardziej efektywny i tym samym zadbać o maksymalnie wysoki zysk. Często z uwagi na warunki pogodowe, standardem staje się praca od rana do późnych godzin wieczornych. Jak bardzo późnych? Celem testu kombajnu serii X9 było sprawdzenie jego maksymalnej wydajności, ale także obalenie mitu, że warunkach Europy Północnej kombajn nie może pracować w trybie 24h/dobę.
Testy odbyły się w Niemczech, w warunkach klimatycznych zbliżonych do Polski, w terenie przybrzeżnym nad Morzem Bałtyckim. Zbiór rozpoczęto rano ok. godz. 9. Już o godz. 15.30 średni zbierany plon szacowano na 95-105 (maksymalnie 110) ton na godzinę. W tym czasie maszyna serii T670i równolegle wykonywała pracę na tym samym polu. W jej przypadku możliwy do uzyskania plon wynosił ok. 60 t / h.
– Jednym z większych wyzwań było dostosowanie ustawień maszyny do zmieniających się warunków, w tym pojawiającej się na polu rosy. Jest to czynnik, od którego bezpośrednio zależy wydajność maszyny. Przykładowo o godz. 23:44 wilgotność ziarna wynosiła 15% i więcej. Wilgotność słomy wzrosła w tym czasie do aż 30 proc.. W tym momencie pracę zakończył kombajn serii T670i. W 14,5 godz. maszyna zebrała 640 ton zboża, jest to wynik naprawdę dobry. Tymczasem kombajn serii X9 dopiero się rozgrzewał – mówi Paweł Kamiński, specjalista z John Deere Polska.
Imponujący wynik mimo ekstremalnych warunków
O godz. 1.30 mija dokładnie 17-sta godzina pracy, w której kombajn serii X9 ma już skoszone ok. 106 ha, z których uzyskał 1 100 ton zboża. Tymczasem nad polem pojawia się mgła napływowa, co jest typowe dla terenów nadbrzeżnych. Zanim słońce wzeszło, wilgotność słomy wyniosła aż 44 proc., ale to nie przeszkodziło w zbiorze w granicach 50 t/h nawet w tak mocno ekstremalnych warunkach. Dosłownie kilka godzin później, bo o godz. 9 minęły dokładnie 24 godziny pracy. Test został zdany.
– Test potwierdził, że kombajn John Deere serii X9 nie bez powodu możemy nazywać królem wydajności. Mimo zmiennych warunków zebrał 1338 ton ziarna ze 140 h, co jest wynikiem niedoścignionym w branży – dodaje Mateusz Janicki, specjalista John Deere Polska.
Praca na polskim polu – jak wypadł X9?
Co jest bardzo istotne, Nowy kombajn John Deere serii X9 był także testowany na polskich polach przez pełne trzy tygodnie. Maszyna pracowała w okolicach Bydgoszczy w polu kukurydzy. Pierwszym w Polsce operatorem tej maszyny był Marcin Kozłowski, specjalista John Deere Polska.
– W okresie testu osiągaliśmy bardzo dobre wydajności, natomiast należy podkreślić, że plon kukurydzy nie był zbyt wysoki i wynosił 12 -13 t z hektara a warunki zbioru były bardzo trudne ze względu na bardzo dużą wilgotność gleby.
Co ważne gospodarstwo posiada kilka kombajnów, z czego jeden z nich to John Deere S790 z 12- rzędową przystawką. Z kolei model X9 wyposażony był w mocniejszy o 20 KM silnik, szerszą przystawkę, więc w polu w tych samych warunkach, nowa maszyna kosiła z prędkością o 1,5-2 km/h większą. – Właściciel gospodarstwa był wyczulony na poziom strat, dlatego zwracaliśmy na to szczególną uwagę. Dochodziliśmy do bardzo niskiego proc. uszkodzonych ziaren, poniżej 1 proc., momentami nawet 0,5 proc. – dodaje Marcin Kozłowski.
Maksymalne obroty silnika w kombajnie X9 to 1900, natomiast fabryka zalecała zakres 1550-1650, żeby wykorzystywać maksymalny moment obrotowy. Oczywiście parametry robocze musiały być optymalnie ustawione, dochodziło do sytuacji, że jadąc pod górę, kombajn był maksymalnie obciążony, w międzyczasie odbywał się rozładunek ziarna wtedy kombajn pracował w zakresie 1400-1450 obrotów/min i nadal kosił. W trakcie całej pracy nie doszło do zatrzymania czy zapchania kombajnu – dodaje Marcin Kozłowski.
Testy, a po nich… rozbiórka maszyny
Maszyny były testowane na różnych kontynentach, w Europie: Polsce, Anglii, Skandynawii, ale też w najcięższych warunkach zbioru jakie panują w Nowej Zelandii. Kombajn był testowany przez trzy sezony i jedną z osób, która brała czynny udział w powstaniu jego finalnej wersji był Marcin Kozłowski.
– Kombajn, który testowaliśmy miał zamontowane setki czujników, monitorowany był dosłownie każdy najmniejszy parametr jego pracy, każdy element, nawet najmniejsze łożysko. Po okresie testów kombajn trafił do fabryki w Niemczech, gdzie na podstawie danych sporządzono wnioski do dalszego udoskonalenia konstrukcji maszyny, która musiała zostać… całkowicie rozebrana. Dzięki temu otrzymaliśmy tak doskonały efekt końcowy. Przekłada się to na prostszą obsługę, która na co dzień zajmuje bardzo niewiele czasu i nie ma potrzeby zaglądania do środka maszyny codziennie, nie wliczając użycia sprężarki powietrza w celu usunięcia zanieczyszczeń z układu chłodzącego oraz komory silnika – uzupełnia Marcin Kozłowski.
Biuro prasowe John Deere Polska