W niektórych domach wprowadza się zakaz mówienia o polityce. Przestajemy ze sobą rozmawiać, nie możemy współpracować, już się nawet nie lubimy. Korzystają na tym tylko politycy - powiedział prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz w wywiadzie dla piątkowego "Dziennika - Gazety Prawnej".
Kosiniak-Kamysz odnosząc się do sytuacji w Polsce po śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza podkreślił, że "wszyscy powinniśmy zrobić krok w tył, nie podsycać złych emocji". "Apeluję o to od trzech lat. Podgrzewany non stop spór polityczny rozbija polskie rodziny. Słyszałem wielokrotnie, że w niektórych domach wprowadza się zakaz mówienia o polityce w obawie, że wujek Stefan rzuci się do gardła cioci Joli. Przestajemy ze sobą rozmawiać, nie możemy współpracować, już się nawet nie lubimy" - ocenił.
Pytany, czy PSL jest w Polsce wciąż potrzebne, w kontekście tego, że to PiS jest dziś partią prowincji, odpowiedział: "PiS nie jest partią ludową, jest zbyt radykalny. Jeśli spojrzymy historycznie, to wypisz-wymaluj przedwojenna sanacja, z Ruchem Ludowym nie mają nic wspólnego. A po co jest PSL? Zawsze byliśmy stabilizatorem sceny politycznej. Wnosiliśmy do polityki normalność. Ja wiem, ona nie jest w modzie, kiedy pojawia się zapotrzebowanie na jaskrawe kolory. Ale ona staje się wartością, kiedy radykalizm zaczyna męczyć. Ten czas nadchodzi. Zarazem my się zmieniamy".
Wyjaśnił, że PSL odczytało "żółtą kartkę" z 2015 r. "My reprezentujemy wieś, ale niekoniecznie tylko rolnictwo. Dziś rolnicy to 10 proc. mieszkańców wsi. Inny jest zresztą rolnik obecny, a inny ten sprzed 20 lat. My chcemy być polskim CSU. PiS jest zbyt szeroki, aby być polską chadecją. To jest blok od liberała Gowina po narodowca Andruszkiewicza" - wskazał szef ludowców.
Ocenił, że jego ugrupowanie nie potrafiło pokazać tego, co udało im się zrobić w poprzedniej koalicji. "I fakt, nie zawsze umieliśmy się w tej koalicji twardo postawić. Zapłaciliśmy wysoką cenę. I wyciągnęliśmy wnioski" - podkreślił. "Mówimy jasno: nie wejdziemy w żadną koalicję, jeśli ta koalicja nie zrealizuje emerytury bez podatku" - wyjaśnił.
Dopytywany, czy to jest sztandar PSL-u, odparł: "My chcemy dobre rzeczy z tej kadencji zostawić. Niepytany pochwaliłem 500 plus. Głosowaliśmy za tym programem jako jedyna partia opozycyjna i zdecydowanie deklarujemy, że jesteśmy gwarantem utrzymania 500 plus po odsunięciu PiS od władzy. Ten program to kontynuacja naszej polityki rodzinnej, choć nie umieliśmy tego tak sprawnie jak PiS wykorzystać. Mam na myśli Kartę Dużej Rodziny, roczny urlop macierzyński, opłacanie składek ubezpieczeniowych za rodzica na urlopie wychowawczym czy program budowy żłobków. To jest kontynuowane, z czego się cieszę".
Jak mówił, "przynajmniej jeden obszar jest wyłączony z politycznej nawalanki". "Pomyśleliśmy o dzieciakach, OK, teraz pomyślmy o seniorach. Emerytura nie nadąża za minimalną płacą. Zwolnienie jej z podatku jest dla osób starszych jedyną szansą na godną starość" - wskazał szef PSL.
Na pytanie, czy myślą o konsekwencja finansowych takiego kroku, odpowiedział: "są duże, porównywalne z 500 plus". "Jeżeli będziemy zwlekać, za chwilę zostaniemy obciążeni wielkimi wydatkami na pomoc społeczną i na medycynę opiekuńczą. To kosztuje dużo więcej" - dodał.
Pytany, czy PSL jedzie samo czy razem z opozycją do wyborów, powiedział, że nie odpowie, bo w PSL jest demokracja i nie decyduje jedna osoba. Przyznał, że "wiele osób jest za szerszym blokiem, z powodu systemu liczenia głosów". "PiS zjednoczył różne środowiska, może warto odrobić tę samą lekcję, nie musimy z nimi mieć tego samego zdania w każdej sprawie. Start w koalicji dałby nam pewnie mocniejszą pozycję w przyszłym parlamencie. No i styl rządzenia PiS budzi nawet większą niechęć niż konkretne decyzje" - mówił Kosiniak-Kamysz.
Na pytanie, czy wszedłby w układy z prawicą, gdyby się okazało po wyborach parlamentarnych w 2019 r., że PiS wygrywa, ale brakuje mu kilkunastu mandatów, mówił, że "trudno mu sobie to wyobrazić". "Dotychczasowe doświadczenia z PiS są dość zniechęcające. Mieli wiele szans, by dowieść, że umieją się wznieść ponad swój interes partyjny. To my, jako jedyni z opozycji, braliśmy udział w spotkaniach z prezesem Kaczyńskim ws. Trybunału Konstytucyjnego. Próbowaliśmy mediować w momencie kryzysu parlamentarnego. Przykłady można mnożyć. PiS odpowiedział wezwaniem do eliminacji PSL" - podkreślił lider PSL.
Zaznaczył, że "lubi ludzi i legitymacja PiS mu w tym nie przeszkadza". Jak mówił, PSL nie jest idealne, ale "przy tym, co robi PiS, PSL był +małym Mikim+".
"Nie znam nikogo z PSL, kto w spółkach Skarbu Państwa zarabiałby takie pieniądze jak samorządowcy PiS. Kiedy byłem ministrem, TVP, którą podobno wtedy rządziliśmy, albo o naszych projektach milczała, albo je krytykowała. Tamta telewizja nie miała nic wspólnego z propagandą sukcesu i nienawistnymi atakami na opozycję robionymi przez Jacka Kurskiego" - ocenił.
Odnosząc się do kwestii wprowadzenia euro w Polsce powiedział, że jest w tej sprawie "ostrożny" i że to nie jest temat na dziś. "Decyzja o przyjęciu euro musi być podjęta po wielkiej debacie. Ona wymaga porozumienia nawet szerszego niż sama rządząca koalicja" - podkreślił.
Katarzyna Krzykowska (PAP)