Akcje promocyjne na stacjach paliw przedłużone. Kierowcy muszą jednak w nadchodzących tygodniach liczyć się z wyższymi cenami.
W tygodniach powakacyjnych zobaczymy na stacjach zmiany bardzo nieprzyjemne dla kierowców. Zwłaszcza dotyczyć to będzie cen oleju napędowego, bo to paliwo drożeje i będzie drożeć nadal – mówi Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z e-petrol.pl.
Jak ocenia, najbardziej prawdopodobny scenariusz na nadchodzące tygodnie to ponad 7 zł za litr benzyny i około 8 zł za litr diesla, ale – ze względu na dużą zmienność rynkową – ta prognoza jest obarczona sporym ryzykiem. Do końca sierpnia miały obowiązywać sezonowe promocje, wprowadzone na czas wakacji, dzięki którym można było zaoszczędzić do 30 gr na litrze benzyny lub oleju napędowego. Koncerny paliwowe zdecydowały się jednak na wydłużenie akcji.
Znaczącą podwyżkę cen oleju napędowego na stacjach przyniosły już ostatnie dni sierpnia. Obecnie kierowcy płacą za niego średnio 7,69 zł/l – czyli o 43 gr więcej niż jeszcze przed tygodniem. Tak wyraźny wzrost cen diesla jest spowodowany m.in. ostatnimi podwyżkami cen tego paliwa w hurcie i kłopotami z jego dostępnością. Na tym jednak nie koniec – z prognozy analityków e-petrol.pl wynika, że nadchodzące dni będą trudne dla właścicieli pojazdów z silnikiem wysokoprężnym.
– Po wakacjach ceny diesla będą zwyżkować zdecydowanie szybciej niż ceny benzyny czy autogazu, ponieważ w dużej mierze jest on importowany do Europy, m.in. z kierunku rosyjskiego – mówi Jakub Bogucki. – Zmiany dotyczące diesla będą w najbliższym czasie bardzo odczuwalne.
Analityk wskazuje, że do wzrostu cen przyczyniają się też czynniki sezonowe, jak np. niski stan wód na rzece Ren, który utrudnia transport większych ilości diesla z niemieckich rafinerii i przekłada się na zmniejszoną dostępność tego paliwa nie tylko w Niemczech, ale i w całej Europie Zachodniej.
Głównym problemem pozostaje jednak europejskie uzależnienie od importu i problemy rafinerii, które mają trudności z produkcją oleju napędowego w większych ilościach.
– W Europie mamy strukturalny niedobór produkcji oleju napędowego, co – w obliczu odchodzenia od paliw importowanych z Rosji – powoduje pewne komplikacje – mówi ekspert. – Nie oszukujmy się, przez ostatnie lata w europejskiej polityce diesel był paliwem traktowanym jako gorsze, mniej ekologiczne. I teraz, kiedy mamy do czynienia z poważnym ograniczaniem możliwości importu, niestety musimy sobie jakoś radzić. A rynek reaguje wzrostem cen.
Co istotne, diesel jest bardzo powszechnie wykorzystywany w usługach transportowych. Dlatego wzrost cen tego paliwa w nadchodzących tygodniach może się przełożyć na ogólne podwyżki innych towarów, w tym m.in. żywności.
– Diesel jest powszechnie stosowany jako paliwo do aut transportowych. To oznacza, że wszystkie przewożone do sklepów produkty czy artykuły przemysłowe są w jakiś sposób powiązane z ceną diesla. I niestety w momencie podwyżek cen tego paliwa zobaczymy zmianę w górę także w przypadku artykułów w sklepach – przestrzega analityk.
W porównaniu do sytuacji cenowej sprzed tygodnia w tej chwili kierowcy o 5 gr więcej muszą zapłacić także za litr benzyny Pb95, która dziś kosztuje przeciętnie 6,61 zł/l. Symboliczna korekta w dół dotyczy natomiast LPG – to paliwo potaniało o grosz do poziomu 3,18 zł/l.
– Jestem przekonany, że niestety niskie ceny są już za nami. Te ceny na poziomie 5–6 zł, które wspominamy już dzisiaj z sentymentem, niestety nie wrócą do nas szybko – mówi Jakub Bogucki. – W tym momencie ryzykowne jest jednak prognozowanie czegoś z większą dozą pewności, ponieważ mamy dużą zmienność sytuacji rynkowej. Stwierdzenie, że paliwa będą za miesiąc czy dwa kosztować 8–9 zł, jest bardzo trudne, biorąc pod uwagę m.in. to, jak zmienia się polski i europejski rynek paliwowy, jak duże jest zapotrzebowanie i jak trudno obsłużyć ten popyt, rezygnując z ropy rosyjskiej.
Analityk wskazuje, że najbardziej prawdopodobny scenariusz na nadchodzące tygodnie to ponad 7 zł za litr benzyny i około 8 zł za litr diesla, ale – ze względu na dużą zmienność rynkową – ta prognoza jest obarczona sporym ryzykiem.
Ostatniego dnia sierpnia PKN Orlen poinformował, że wydłuża o dwa tygodnie akcję promocyjną, w ramach której można tankować taniej paliwo. W ślad za nim podobne decyzje ogłosiły sieci stacji paliwowych Shell Polska i bp Polska. Shell przedłużył promocję do końca września br. a bp - do odwołania. Tańsze tankowanie utrzymała także sieć Moya, gdzie wciąż można będzie zatankować o 30 gr taniej na litrze, ale pod warunkiem zakupu co najmniej dwóch produktów w sklepie na stacji.
– To był bardzo prokliencki ruch związany z okresem wakacyjnym i – nie oszukujmy się – z afiliacją do danej sieci, z budowaniem pewnej lojalności konsumenckiej. To było też zagranie marketingowe, bardzo cenne dla sieci paliwowych. Ono może zostać powtórzone np. w kolejne wakacje, w czasie długich weekendów czy jakichś okresów większego natężenia ruchu indywidualnego na stacjach – mówi ekspert.
Analityk e-petrol.pl wskazuje jednak, że kierowcy cały czas płacą za paliwo mniej w związku z Tarczą Paliwową, która została wydłużona do końca tego roku. To powoduje, że w Polsce ceny paliw i tak są korzystniejsze niż w innych krajach UE.
– Ta decyzja o przedłużeniu tarczy pokazuje, że ona spełnia swoje zadanie i chroni indywidualnych tankujących. Z całą pewnością – dzięki funkcjonowaniu tego mechanizmu podatkowego – mamy do czynienia z cenami wyraźnie niższymi, możemy tankować taniej. I dzięki temu mamy w Polsce jedne z najniższych cen na tle krajów Unii Europejskiej. Gdyby tej tarczy nie było, to wtedy z pewnością musielibyśmy zapłacić o kilkadziesiąt groszy więcej za każdy litr benzyny, jak i diesla czy autogazu – mówi Jakub Bogucki.