Dominik Cheda tłumaczy w Klubie Jgiellońskim, skąd wynikają napięcia w relacjach amerykańsko-europejskich 2 stycznia 2023 r.
•Prezydentura Joe Bidena miała odbudować relacje między UE i USA, które pogorszył Trump. Jednak wojna znów zwróciła oczy świata na USA.
•Jeżeli chodzi o dane, Europejczycy – min. dzięki RODO – stali się liderami w zakresie regulacji, ale biznesowo mają niewiele do powiedzenia.
•Inflation Reduction Act został określony w Brukseli jako potencjalne zagrożenie dla unijnej gospodarki.
•Import gazu z USA do UE wzrósł z 7% w 2021 do 17% w 2022 r., co spowodowało falę oskarżeń pod adresem USA o zarabianie na wojnie.
•USA muszą się zastanowić, czy za 5 lat wolą mieć w Europie życzliwego partnera, czy uzbrojoną po zęby KE pod wodzą Francji i Niemiec.
Stany Zjednoczone przyjęły warty 369 mld dolarów protekcjonistyczny pakiet klimatyczno-inflacyjny, Inflation Reduction Act, który został określony w Brukseli jako egzystencjalne zagrożenie dla unijnej gospodarki. Co więcej, w najbliższej przyszłości koszty energii będą znacznie wyższe dla firm europejskich niż amerykańskich. Konkurencyjność europejskiego przemysłu opartą na taniej energii i dostępie do światowych rynków czekają więc ciężkie czasy. Czy możliwe jest nowe otwarcie w relacjach USA i UE, aby kosztem swojego krótkoterminowego i wąsko rozumianego gospodarczego interesu współpracowały wobec globalnych wyzwań?
W dyskusjach nad nowym światowym układem sił UE pojawia się w kontekście prób uzyskania autonomii strategicznej i balansowania jako samodzielny ośrodek siły pomiędzy USA a Chinami. Do tej pory była więc postrzegana raczej jako przedmiot rywalizacji tych dwóch mocarstw, który dopiero ma budować ambicje odgrywania bardziej podmiotowej roli. Ograniczoną globalnie podmiotowość UE pogłębiła rosyjska inwazja na Ukrainę, która skonsolidowała świat zachodni wokół USA.
Tymczasem w tle rywalizacji amerykańsko-chińskiej od lat nabrzmiewa konflikt na linii USA-UE, który w ostatnich miesiącach zdaje się nabierać nowej intensywności. Znaczące pogorszenie tych relacji przypadło na epokę prezydentury Donalda Trumpa. Nieakceptowalny dla unijnych elit styl amerykańskiego prezydenta, groźba wojny handlowej i wycofania amerykańskich wojsk mocno popsuły atmosferę w relacjach transatlantyckich.
Dojście do władzy Joe Bidena miało odbudować nadszarpnięte zaufanie. Odnowiono kontakty na najwyższym szczeblu, poczyniono postępy w kilku spornych do tej pory obszarach i ustanowiono Trade & Technology Council jako forum regularnych konsultacji ws. relacji gospodarczych. Niemniej te pojednawcze gesty nie mogą przykryć coraz większych napięć w relacjach UE-USA.
Unijne ambicje do autonomii
Dzisiaj USA i Chiny są dwoma największymi partnerami handlowymi UE. Stany Zjednoczone zajmują pierwsze miejsce jako odbiorca unijnych towarów z udziałem 18%, Chiny z kolei są największym eksporterem do Unii z udziałem 22%. Uogólniając, można powiedzieć, że w handlu towarami z Unią Chiny miały do tej pory ogromną nadwyżkę, a USA ogromny deficyt.
Chiński rynek jest kluczowy dla wielu europejskich koncernów, czego dobrym przykładem jest Grupa Volkswagena, która w zeszłym roku sprzedała 3,3 mln pojazdów i kontynuuje inwestycje w Chinach, szczególnie w obszarze samochodów elektrycznych.
Jednocześnie pomimo stania się potęgą eksportową, UE od lat jest w tyle za USA, jeżeli chodzi o rozwój gospodarki cyfrowej i innowacyjności. Instytucje UE od lat wskazują, że nakłady na innowacje w europejskich firmach są niższe niż za oceanem. Nade wszystko jednak UE od lat z zazdrością patrzy na amerykańskich gigantów internetowych, kontrolujących globalne strumienie danych. Jeżeli chodzi o dane, Europejczycy – dzięki RODO i innym aktom prawnym w tym obszarze – stali się liderami w zakresie regulacji, ale biznesowo mają niewiele do powiedzenia.
W obszarze Big Techu Unia ustępuje Stanom oraz Chinom i mimo usilnych prób może przegrać wyścig także o sztuczną inteligencję i technologie kwantowe. Europejczycy, aby tym razem wyprzedzić konkurencję, pod hasłem Europejskiego Zielonego Ładu postanowili więc masowo przestawić swoją gospodarkę na zielone technologie zapewniające źródło dochodów na kolejne dziesięciolecia.
W międzyczasie w UE zaczęła rozwijać się koncepcja autonomii strategicznej. Wbrew obiegowym opiniom wcale nie chodzi tutaj o budowę europejskiej armii, tylko o uzyskanie instrumentów pozwalających Unii prowadzić własną politykę gospodarczą bez konieczności jednoznacznego stawania po stronie USA lub Chin.
USA wywracają stolik światowej gospodarki
Polityka zagraniczna USA jest podporządkowana dzisiaj jednemu celowi – powstrzymaniu rosnącej roli Chin. Administracja Bidena zamiast prowadzić wojny handlowe (wzorem Trumpa) postanowiła zablokować rozwój Państwa Środka w zakresie kluczowych technologii.
Stany Zjednoczone w idealnym scenariuszu chciałyby, aby UE wraz z innymi sojusznikami Ameryki utworzyły wspólny blok antychiński, odcinając jednocześnie Chiny od technologii, które zdecydują o przewagach konkurencyjnych w nadchodzących dekadach. Jednocześnie Amerykanie zaczęli mocno inwestować w budowę własnych zdolności produkcyjnych w kluczowych obszarach, takich jak mikroprocesory, ale też zielone technologie.
Waszyngton nie zatrzyma się w realizacji swojej strategii powstrzymywania Chin, przez co rykoszetem obrywają Europejczycy. Bombą atomową spuszczoną na chiński sektor high-tech było wprowadzenie w październiku br. przez administrację Bidena zakazu eksportu do Państwa Środka najbardziej zaawansowanych układów scalonych i maszyn do ich produkcji wraz z nałożeniem na obywateli USA zakazu pracy przy rozwoju i produkcji mikroprocesorów w Chinach.
Zakaz był jednostronną decyzją USA, do której nie przyłączyli się Europejczycy, co jest o tyle istotne, że holenderska firma ASML jest niemalże monopolistą w produkcji maszyn niezbędnych do wytwarzania najbardziej zaawansowanych układów scalonych. Ostatnio pojawiły się jednak doniesienia, że rząd USA jest bliski przekonania Holendrów do wprowadzenia podobnych ograniczeń.
Prawdziwy spór UE z USA rozgorzał jednak na zupełnie innym polu. Latem br. administracja Bidena przedstawiła tzw. Inflation Reduction Act (ustawa o obniżaniu inflacji). Warty 369 mld dolarów pakiet jest zestawem subsydiów i ulg podatkowych dla sektora zielonych technologii z preferencjami dla amerykańskich firm zgodnie z logiką kupowania rodzimych produktów, zwaną Buy American.
Same dopłaty np. do zakupu samochodów elektrycznych są powszechnie stosowane również w UE. Amerykańskie przepisy uzależniają jednak dużą część wsparcia od minimalnego udziału lokalnie wytworzonych komponentów.
Innymi słowy, dopłata albo ulga podatkowa przy zakupie samochodu elektrycznego obowiązuje tylko jeśli odpowiednio wysoka jego wartość została wytworzona na terenie USA. Wyjątek przyznano krajom mającym podpisaną umowę o wolnym handlu z USA – Kanadzie i Meksykowi.
UE nie została objęta takim wyjątkiem, co oznacza że np. europejskie samochody eksportowane na rynek amerykański mogą stać się mniej konkurencyjne. Takie rozwiązanie może być sprzeczne z regułami Światowej Organizacji Handlu (WTO), zasadniczo zakazującymi dyskryminacji ze względu na pochodzenie.
Kiedy Bruksela zorientowała się, jakie rozwiązanie szykują Amerykanie, rozgorzała gorąca dyskusja. Natychmiast zaczęto domagać się przyznania takiego samego wyjątku jak dla Kanady i Meksyku. Europejski komisarz odpowiedzialny za przemysł, Thierry Breton, określił amerykańską propozycję egzystencjalnym zagrożeniem dla unijnej gospodarki. Również ministrowie gospodarki Francji i Niemiec we wspólnym oświadczeniu wezwali do bardziej ambitnej polityki przemysłowej w UE.
Amerykanie nie przejęli się zbytnio oburzeniem Europejczyków i wezwali ich do opracowania własnego programu subsydiów. Nie zmieniła tego nawet wizyta w Waszyngtonie prezydenta Francji, Emmanuela Macrona. Pomimo zapewnień ze strony amerykańskiej o poszukiwaniu rozwiązań, które mają odpowiedzieć na obawy europejskich sojuszników, do dzisiaj nie nastąpił w tej sprawie żaden przełom.
UE wzięła sobie do serca rady Amerykanów i w odpowiedzi szykuje się do uruchomienia własnego programu subsydiów. Kolejne już po COVID-19 i rosyjskiej agresji na Ukrainę poluzowanie reguł pomocy publicznej dla wsparcia europejskiego przemysłu oraz budowę wspólnej europejskiej polityki przemysłowej zapowiedziała przewodnicząca KE, Ursula von der Leyen. Komisarz Bretton wprost wezwał do emisji długu przez UE w wysokości 350 mld euro na potrzeby sfinansowania tej pomocy.
Używając charakterystycznego dla siebie ezopowego języka, Rada Europejska w konkluzjach z 15 grudnia poparła plan von der Leyen i wystąpiła do Komisji o przedstawienie analizy w tej kwestii do końca stycznia 2023 r. Czy rzeczywiście 369 mld dolarów w subsydiach i ulgach podatkowych w USA może pogrzebać europejski przemysł? Nie wydaje się, żeby zagrożenie było aż tak duże.
Przykładowo prof. Simon Evenett, zajmujący się handlem międzynarodowym na Uniwersytecie St. Gallen, wskazuje, że rzeczywisty efekt Inflation Reduction Act będzie dużo mniejszy niż się wydaje, a atrakcyjność inwestycyjna USA ma niewiele wspólnego z poziomem subsydiów. Prawdziwe powody nerwowości Europejczyków mogą więc leżeć gdzie indziej.
źródło: Klub Jagielloński