UE robi kolejny krok w kierunku uszczelnienia przepisów dotyczących delegowania pracowników do innych państw członkowskich. Niekorzystne z punktu widzenia polskich przedsiębiorców zmiany zostały w środę zatwierdzone przez komisję zatrudnienia europarlamentu.
Przyjęty tekst jest wynikiem zawartego w marcu porozumienia między Parlamentem Europejskim i Radą, które jest teraz poddawane pod ostateczne głosowania obu instytucji. Po zatwierdzeniu regulacje mają wejść w życie w połowie 2020 r.
Polscy europosłowie niezależnie od barwy partyjnej są zgodni, że zmiany są szkodliwe. "Niestety podczas dzisiejszego głosowania członkowie komisji ds. zatrudnienia dali przyzwolenie na dalsze ograniczanie swobodnego przepływu usług w Unii Europejskiej" - oświadczyła po głosowaniu europosłanka PO Danuta Jazłowiecka.
"Zmierza to do ewidentnego podziału Europy na wschód i zachód. Firmy ze wschodu będą w zdecydowanie gorszej pozycji. W Brukseli od paru lat mówi się o +dumpingu socjalnym+, że to niby Europa Wschodnia stosuje konkurencję nie fair wobec Europy Zachodniej. Elementem tej konkurencji ma być delegowanie pracowników" - powiedział PAP eurodeputowany PiS Kosma Złotowski.
Zmiany w dyrektywie ograniczają możliwość delegowania pracowników do 12 miesięcy z możliwością przedłużenia tego czasu o sześć miesięcy na podstawie "uzasadnionej notyfikacji" przedstawionej przez przedsiębiorcę władzom państwa przyjmującego.
Po tym okresie pracownik będzie objęty prawem kraju przyjmującego. Dla polskich przedsiębiorców wysyłających pracowników do krajów zachodnich będzie to oznaczało wyższe koszty. Obecne przepisy wymagają bowiem, by pracownik delegowany otrzymywał przynajmniej pensję minimalną kraju przyjmującego, ale wszystkie składki socjalne odprowadzał w państwie, które go wysyła. Zmiany przepisów w tej sprawie przewidują wypłatę wynagrodzenia na takich samych zasadach, jak w przypadku pracownika lokalnego.
Kolejne utrudnienie dla przedsiębiorców to objęcie firm delegujących pracowników układami zbiorowymi zawieranymi na każdym poziomie: regionalnym, sektorowym czy nawet na poziomie firm. Teraz firmy wysyłające pracowników były objęte jedynie układami zbiorowymi powszechnie stosowanymi, uznanymi za oficjalne na poziomie narodowym.
Regulacje zakładają, że pracodawcy będą też musieli wypłacać wysłanym za granicę wszystkie dodatki i bonusy, jakie otrzymują lokalni pracownicy. "Dokument przewiduje istotne zmiany obecnie obowiązujących zasad, które z pewnością spowodują szereg ograniczeń dla polskich firm działających na rynkach europejskich. Dostosowanie się do nowych zasad będzie szczególnie trudne dla małych i średnich przedsiębiorstw" - przewiduje Jazłowiecka.
Jej zdaniem w tekście dyrektywy jest sporo luk prawnych, co może doprowadzić do nadmiernego protekcjonizmu. Eurodeputowana zwróciła uwagę, że to z kolei może pozbawić polskie firmy zleceń, pracowników delegowanych - pracy, a ZUS - milionów złotych wpływów co miesiąc.
"Negocjacje były niezwykle trudne, także ze względu na niekorzystny klimat polityczny wokół Polski. Przegrana walka o firmy delegujące jest żywym przykładem na to, do czego doprowadziła polityka PiS. Pozycja negocjacyjna Polski w porównaniu z sytuacją z 2014 r., gdy decydowały się losy dyrektywy wdrożeniowej, uległa drastycznemu osłabieniu. Niestety negatywne skutki takiego stanu rzeczy obserwujemy także teraz, pracując nad zasadami delegowania kierowców" - oceniła Jazłowiecka.
Ocenę taką odrzuca Złotowski. "To są absurdalne zarzuty, bo nastroje antywschodnie w UE pojawiły się już w 2014 r. Przejawem tego była ustawa o niemieckiej płacy minimalnej MiLoG (dotycząca kierowców w transporcie międzynarodowym - PAP), później podobna ustawa +Loi Macron+, we Francji. To było przed dojściem PiS do władzy. To, kto w Polsce rządzi, nie ma znaczenia w tym wypadku" - powiedział europoseł PiS.
21 czerwca przepisy o delegowaniu mają być ostatecznie przegłosowane przez ministrów do spraw zatrudnienia na posiedzeniu Rady UE w Luksemburgu. W czerwcu mają zostać też zatwierdzone przez cały Parlament Europejski.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)