Od kilku tygodni rośnie zapotrzebowanie na jaja w Polsce. Wraz ze zwiększonym popytem rosną także hurtowe ceny jaj, co oczywiście nie ma jeszcze przełożenia na wartość jaj w sklepach. Producenci uważają, że zwiększony ruch w miesiącu o tradycyjnie bardzo niskiej aktywności handlowej jest spowodowany, między innymi, wydarzeniami w Belgii i może zwiastować dalsze wzrosty cen.
W Belgii trwa likwidacja drobiu na fermach zainfekowanych grypą ptaków. Dopiero po ponad trzech miesiącach bezskutecznej walki z wirusem H3N1, Belgia podjęła decyzję o przymusowym uboju ptaków. W połowie lipca wydano dekret królewski, który wyznacza terminy w jakich należy oczyścić zainfekowane fermy. Producentom zagwarantowano odszkodowania za poniesione straty. Jest to efekt tego, że władze belgijskie porozumiały się instytucjami unijnymi w sprawie możliwości wypłacenia rekompensat za straty, które ponoszą producenci. To, że decyzja o likwidacji ptaków zapadła tak późno doprowadziło do tego, że od początku kwietnia wirus zainfekował już ponad 80 gospodarstw. W grupie pokrzywdzonych dominują fermy produkujące jaja spożywcze i reprodukcyjne oraz wiele obiektów utrzymujących drób mięsny.
- Spekulujemy, że sytuacja w Belgii, w krótkim terminie, może wywołać niemałe zamieszanie w handlu jajami i drobiem żywym na terenie UE, z korzyścią dla polskich eksporterów – mówi Katarzyna Gawrońska, dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz. Gawrońska szacuje, że Belgowie mogą stracić nawet kilka milionów kur niosek z systemów klatkowych i wolierowych oraz młode kury z odchowalni. - Jeśli ten scenariusz się sprawdzi, możemy już w tej chwili mieć do czynienia z początkiem silnej presji popytowej na jaja ze strony Belgii. I tu szansę dla siebie mogą znaleźć polskie firmy – podsumowuje dyrektorka KIPDiP.
Analitycy Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz uważają, że na razie - ze względu na trwający okres wakacyjny – wzrost cen jaj jest jeszcze stosunkowo niewielki. Eksperci wskazują jednak, że sytuacja może się zmienić bliżej września ze względu na rosnącą sezonowo konsumpcję. -Wszystko wskazuje na to, że nie tak szybko Belgowie uporządkują produkcję wewnętrzną. Po pierwsze, musi się zakończyć proces uboju, procedura oczyszczania ferm oraz odpowiednio długo trwający okres tak zwanego „pustostanu”. Terminy w jakich należy dokonać uboju i oczyszczania gospodarstw zależą od tego czy wirus pojawił się na fermach przez wydaniem dekretu, czy też po jego publikacji. Po drugie, producenci, którzy mają już te wszystkie procedury za sobą, boją się wstawiać młode kury, bo kurniki nadal mogą być zainfekowane wirusem. Pojawiły się również informacje, że do jesieni prowadzone będą dodatkowe badania kontrolne na fermach drobiu – relacjonuje sytuację w Belgii dyrektor Gawrońska z KIPDiP.
Przypomnijmy, że Belgia jest ósmym największym producentem jaj w UE. Pogłowie towarowych kur niosek w tym kraju szacuje się na 9,5 mln ptaków. Istotne jest także, że Belgia jest ważnym partnerem handlowym pośredniczącym w wymianie z innymi krajami. W roku 2018 polskie firmy wyeksportowały do Belgii 9,2 tys. ton jaj w skorupkach. Oznacza to, że kraj ten był piątym największym odbiorcą polskich jaj w UE. Od dwóch lat polski eksport na ten rynek pozostaje w trendzie wzrostowym.
Grypa ptaków, która zaczęła pustoszyć belgijski sektor jajeczny to wirus o niskiej zjadliwości podtypu H3N1, który nie podlega kontroli i zwalczaniu zgodnie z przepisami UE i nie ma obowiązku jego raportowania do OIE. W konsekwencji, unijne środki prawne nie pozwalały Belgii wydać nakazu uboju i wypłacić odszkodowań, tak jak to ma miejsce w przypadku wysoce zjadliwej grypy ptaków. Belgijscy producenci byli oburzeni zachowaniem władz. Niektórzy z nich z własnej inicjatywy usunęli zakażone stada wiedząc, że nie otrzymają wsparcia finansowego. Belgia ostatecznie wynegocjowała z Komisją Europejską warunki wypłaty rekompensat dla właścicieli ferm.
Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz