Państwa UE mają prawo przeprowadzać kontrole żywności trafiającej na ich rynek, ale powinny być one proporcjonalne - w ten sposób rzeczniczka KE Anca Paduraru komentuje zapowiedź wprowadzenia kontroli całego mięsa wołowego importowanego z Polski przez Czechy.
Czeski minister rolnictwa Miroslav Toman, który poinformował w środę o wprowadzeniu nadzwyczajnych kontroli polskiej wołowiny, uzasadniał tę decyzję stwierdzeniem obecności bakterii salmonelli w 700-kilogramowej partii polskiego mięsa.
"Prawodawstwo UE przewiduje możliwość podjęcia przez organ państwa członkowskiego środków w odniesieniu do żywności, która może stanowić zagrożenie dla zdrowia, w każdym indywidualnym przypadku i po dokonaniu oceny przez ten właściwy organ" - przekazała w piątek PAP Paduraru.
Jak dodała, środki podejmowane przez państwo członkowskie jednak "powinny być proporcjonalne", mając na uwadze zajęcie się konkretnym, zidentyfikowanym ryzykiem. Rzeczniczka dodała, że salmonella stanowi zagrożenie dla zdrowia ludzkiego i często wiąże się z epidemiami przenoszonymi przez żywność.
"Wymiana informacji między poszczególnymi podmiotami powinna odbywać się za pośrednictwem odpowiednich kanałów, takich jak system wczesnego ostrzegania o niebezpiecznej żywności i paszach RASFF, aby umożliwić ustalenie źródła zanieczyszczenia patogenem (czynnikiem chorobotwórczym - PAP) i zaradzenie mu oraz by uniknąć takich zanieczyszczeń w przyszłości" - podkreśliła rzecznika KE.
Jak dodała, Czesi przekazali informacje do unijnego system ostrzegania RASFF na temat wykrycia bakterii salmonelli w polskim mięsie w czwartek.
Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski przekonuje, że polska ma świetne rolnictwo, dlatego "każdy pretekst jest dobry, żeby nam przywalić" i oskarżyć o to, że "mamy paskudną żywność". Polska strona poleciła skontrolowanie zakładu, który dostarczył kwestionowane mięso do Czech.
Wykrycie przez Czechów salmonelli jest drugim kryzysem, z jakim mierzy się polska branża mięsna w ostatnim czasie. Niedawno media informowały o nielegalnym uboju krów, który odbywał się bez nadzoru weterynaryjnego w rzeźni w powiecie Ostrów Mazowiecka. Sprawą zajęli się inspektorzy KE. Z list dystrybucyjnych wynika, że mięso trafiło do kilkudziesięciu punktów w Polsce i do 14 krajów.
Krzysztof Strzępka (PAP)