Ponad 470 razy interweniowali tej zimy ratownicy GOPR w Beskidach – podali we wtorek goprowcy ze stacji w Szczyrku. Większość akcji dotyczyła narciarzy, którzy ulegli kontuzji na stokach. Dziesięciokrotnie ratownicy wyruszali na poszukiwania zaginionych.
Goprowcy pomagają narciarzom praktycznie każdego dnia. Najczęściej chodzi o urazy kończyn - skręcenia stawów kolanowych, złamania rąk czy nóg. Zdarzały się też urazy głowy. W minioną niedzielę 12-latek uderzył w lód. Gdy zabierało go pogotowie był nieprzytomny. Doznał wstrząsu mózgu.
Jedna osoba zmarła na stoku. "54-latek przeszedł przez bramkę na wyciągu narciarskim i nagle upadł. Ponad godzinna reanimacja nie przyniosła skutku" – powiedział ratownik dyżurny ze stacji Grupy Beskidzkiej GOPR w Szczyrku Edmund Górny.
Zdaniem goprowców liczba interwencji, choć zbliżona do ubiegłorocznej, jest bardzo wysoka. "Trwają ferie, a w Beskidach czynne są jedynie te ośrodki, w których stoki zostały odpowiednio sztucznie dośnieżone. Na trasach panuje zatem spory tłok. W połączeniu z brawurą, lekkomyślnością i niewielkimi umiejętnościami narciarzy, prowadzi on do wypadków" – wyjaśnił Górny.
Goprowiec dodał, że ratownicy dziesięciokrotnie wyruszali na akcje poszukiwawcze. M.in. późnym popołudniem w niedzielę wyruszyli z Markowych Szczawin po pięć osób, które w bardzo trudnych warunkach straciły orientację w rejonie Gówniaka. Turyści zostali sprowadzeni przez Przełęcz Krowiarki.
Na trasach narciarskich w Beskidach leży od 20 do nawet 100 cm śniegu. W ośrodkach, które funkcjonują, warunki narciarskie są dobre i bardzo dobre.
Grupa Beskidzka GOPR zasięgiem działania obejmuje teren od Bramy Morawskiej po Babią Górę.
Marek Szafrański (PAP)