Raport NIK ws. dodatków do żywności podważa wiarygodność zarówno systemu urzędowej kontroli żywności jak i bezpieczeństwa polskich produktów żywnościowych - uważa wiceprezes Polskiej Federacji Producentów Żywności Andrzej Gantner.
"Przeanalizowaliśmy raport NIK-u i musimy stanowczo stwierdzić, że raport ten nie oddaje rzeczywistej sytuacji dotyczącej sytemu bezpieczeństwa żywności oraz stosowania dodatków do żywności w Polsce. Zawiera liczne rażące błędy merytoryczne. Naszym zdaniem tak przygotowany raport w sposób nieuzasadniony podważa wiarygodność bezpieczeństwa żywności, wprowadzając w błąd zarówno konsumentów w Polsce, jak i również odbiorców za granicą” - powiedział PAP Gantner.
Zdaniem wiceprezesa PFPŻ, to co przedstawia raport NIK jest w dużej mierze "oderwaną od rzeczywistości symulacją", a nie wynikami reprezentatywnych badań. Raport opiera się na założeniach nie mających odzwierciedlenia w rzeczywistym sposobie żywienia Polaków oraz zakresie stosowania dodatków do żywności. Użyto skrajnych przykładów produktów, nie reprezentatywnych dla rynku żywności i nie mających znaczącego udziału w produkcji. Z raportu NIK wynika, że wszyscy Polacy łącznie z oseskami, żywią się na śniadanie wyłącznie parówkami i margaryną popijając przy tym napój wiśniowy. Wystarczy wybrać się do sklepu, żeby bez specjalnych badań stwierdzić, że nie ma to wiele wspólnego z tym, co faktycznie jemy na śniadanie.
Według Gantnera, "cały model badania jest bardzo tendencyjnie opracowany i nie odpowiada rzeczywistości, a wyniki w żaden sposób nie oddają tego, z czym faktycznie mamy do czynienia na polskim rynku oraz badaniami przeprowadzanymi przez instytucje zajmujące się kontrola stosowania dodatków do żywności. Nie ma żadnych podstaw, żeby na bazie tego raportu podważać wiarygodność systemu bezpieczeństwa żywności w Polsce, który w pełni zgodny jest z systemem stosowanym w całej Unii Europejskiej. Nie daje również podstawy do podważania obowiązującego w tym zakresie prawa żywnościowego, do przestrzegania którego bezwzględnie zobowiązaniu są producenci żywności - zaznaczył.
"Gdyby instytucje kontrolne, łącznie z Europejskim Urzędem ds. Bezpieczeństwa Żywności, który decyduje o zasadach stosowania dodatków do żywności i gwarantuje ich bezpieczeństwo, chciały potraktować na serio to, co napisał NIK, nie patrząc na te wszystkie błędy, które tam się znajdują, to praktycznie produkcja żywności w Polsce i Unii Europejskiej musiałaby zostać wstrzymana, ponieważ raport NIK podważa nie tylko skuteczność nadzoru, ale również prawo żywnościowe, na którym opiera się produkcja żywności" - podkreślił.
Jak mówił, przedsiębiorcy stosują dodatki do żywności wyłącznie w oparciu o przepisy prawa żywnościowego i wyłącznie o listę zatwierdzoną przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności i na ściśle określonych zasadach. "Jeżeli NIK wbrew opiniom wyspecjalizowanych instytucji w Polsce i UE, twierdzi, że nie gwarantuje to bezpieczeństwa konsumentów, a system nadzoru jest nieskuteczny, to praktycznie wszystkie zakłady powinny natychmiast stanąć, gdyż albo produkuje się żywność bezpieczną albo nie można wprowadzać jej do obrotu" - zaznaczył.
"Widać wyraźnie, że mamy w tym Raporcie bardzo dużo błędów i nieścisłości. Błędów, które wskazują na brak wystarczające wiedzy w zakresie prawa żywnościowego, systemu bezpieczeństwa żywności, a nawet elementarnej wiedzy czym zajmują się poszczególne inspekcje oraz bardzo tendencyjne, straszące konsumentów przedstawienie wyników(...) wydano na to publiczne pieniądze. Uważamy, że raport powinien zostać zweryfikowany przez niezależnych od NIK ekspertów, a wszelkie występujące w nim błędy skorygowane. Będziemy o to wnioskować zarówno do Ministerstwa Rolnictwa, jak i Ministerstwa Zdrowia" - stwierdził przedstawiciel branży spożywczej.
"Mamy bardzo duże zaniepokojenie ze strony konsumentów, opinii publicznej oraz naszych kontrahentów, w tym również na rynkach zagranicznych, na których lokujemy ponad 30% eksportu polskiej żywności. Komunikat NIK poszedł w świat i brzmi jasno - urzędowa kontrola żywności w Polsce nie działa prawidłowo, a przepisy nie gwarantują bezpieczeństwa żywności. To bardzo poważne stwierdzenie i trudno nie zadać sobie pytania, czemu raport nie został wcześniej zweryfikowany i czemu lub komu ma on służyć" - zastanawiał się Gantner.
Jak zauważył, dane NIK i Głównego Inspektoratu Sanitarnego czy Instytutu Żywności i Żywienia są rozbieżne, a NIK, zamiast opierać się na wiarygodnych źródłach, powołuje się albo sam na siebie, albo na artykuły publikowane w czasopismach o zerowej wartości naukowej, albo, co budzi najwyższe zaniepokojenie na stronę internetową zarejestrowaną na Filipinach, która za opłatą publikuje dowolne treści.
Gantner zapewnił, że "konsumenci mogą być jak najbardziej spokojni. Polska żywność jest całkowicie bezpieczna, również w zakresie stosowania dodatków do żywności", a reprezentatywne badania nie potwierdzają przekroczeń ADI o których pisze NIK.
Anna Wysoczańska (PAP)