Francuscy rolnicy szacują, że z powodu upałów i suszy straty w ich produkcji będą wynosić od 20 do 40 procent. Żądają pomocy od rządu, a od Brukseli złagodzenia wymagań ekologicznych, od których wypełnienia uzależnione są dopłaty, zwane we Francji zielonymi.
Minister rolnictwa Stephane Travert przyznał w wywiadzie dla „BFMtv”, że "sytuacja jest poważna, szczególnie na wschodzie kraju". Zapowiedział ogłoszenie "stanu katastrofy rolnej" i uruchomienie krajowej pomocy, ale największe stowarzyszenie rolników FNSEA (Krajowa Federacja Związków Gospodarzy Wiejskich) uznało te zobowiązania za „niewystarczające” i oświadczyło, że "pozostaje zaniepokojone" sytuacją.
W środę przewodnicząca FNSEA Christiane Lambert zwróciła się do Komisji Europejskiej o "dodatkowe wsparcie". Komisja wcześniej zgodziła się na wypłacenie już na jesieni 70 procent pomocy z tytułu Wspólnej Polityki Rolnej. Związki chciałyby 90 procent w tym terminie.
Rolnicy zwracają się do Brukseli o złagodzenie niektórych norm ekologicznych, które Laurent Pinatel, rzecznik związku Coordination rural (Koordynacja wiejska, CR) uznał za "wymagania administracyjne i technokratyczne, nierealne w obecnej rzeczywistości".
Te wymagania to m.in. rotacja upraw, utrzymanie proporcji łąk i przeznaczenie 5 procent powierzchni o znaczeniu ekologicznym na krzewy, żywopłoty itp. W zamian za przestrzeganie tych norm rolnicy korzystają z dodatkowej pomocy, zwanej we Francji "zielonymi wypłatami".
Na południowym wschodzie Francji rolnicy "z lękiem czekają na rachunek za wodę" – ujawnił w wywiadzie dla radia "France Info" Romain Blanchard ze stowarzyszenia Młodzi Rolnicy w Delcie Rodanu, który "zamiast raz na tydzień, musiał co trzy dni podlewać swe pola".
"Żadna roślinność nie może wytrzymać, kiedy przez 10 dni z rzędu temperatura przekracza 35 stopni" – powiedziała "France Info" Christiane Lambert. Zwróciła uwagę, że także "zwierzęta, tak samo jak ludzie, cierpią z powodu suszy".
"Od 30 lat nie widziałem swoich gruntów w takim stanie" – powiedział PAP hodowca Joel Nowakowski. "Brak siana, nie mogę zrobić nawet wiązki, a normalnie koszę dwa do trzech razy" – tłumaczył brak paszy dla swego stada, na które składa się m.in. 150 kóz, krów i koni. "Już napocząłem zapasy zimowe, ale jedynym wyjściem będzie sprzedanie 1/3 pogłowia" – zapowiedział. Swe tegoroczne straty szacuje na 30 do 40 procent. (PAP)