Dorsze w Bałtyku są coraz chudsze i mniejsze; przyczyną jest m.in. brak pokarmu oraz przełowienie akwenu - wskazują organizacje ekologiczne opierając się na raportach naukowych. Apelują, by ograniczyć połów, szczególnie wschodniego stada dorsza.
Ekolodzy dodają ponadto, że propozycja Komisji Europejskiej limitu połowowego dla wschodniego stada dorsza na 2019 rok jest sprzeczna z rekomendacjami naukowców.
15-16 października w Luksemburgu odbędzie się posiedzenie ministrów ds. rybołówstwa państw członkowskich UE, podczas którego podejmą oni decyzje dot. bałtyckich limitów połowowych na przyszły rok.
Justyna Zajchowska, doradca ds. rybołówstwa dla The Pew Charitable Trusts wskazała, że propozycje Komisji Europejskiej (z 31 sierpnia br.) dotyczące limitów połowowych w czterech na dziesięć przypadków, przekraczają wskazania naukowców.
Chodzi o limity dla dwóch stad łososia, zachodniego stada śledzia oraz wschodniego stada dorsza.
Podkreśliła, że naukowcy, którzy współpracują z Komisją przy opracowywaniu limitów połowowych, zarekomendowali, by w 2019 roku nie przyznawać kwot połowowych dla śledzia zachodniego. KE zaproponowała z kolei limit w wysokości ponad 6 tys. ton.
Istotna różnica między rekomendacjami naukowców, a propozycją Komisji dotyczy również wschodniego stada dorsza. Naukowcy doradzają, by limit połowowy nie przekroczył ok. 16 tys. ton, a KE proponuje 24 tys. Ekolodzy postulują, by po niezbędnych dostosowaniach takich jak uwzględnienie udziału Rosji w połowach tego stada, limit ten zgodnie z naukowym doradztwem wynosił ok. 13 tys. ton.
Zajchowska oceniła, że w przypadku wschodniego stada dorsza Komisja Europejska zastosowała pewną "sztuczkę", ponieważ proponowany limit na 2019 rok jest o ok. 4 tys. ton mniejszy niż obecna kwota połowowa. "KE będzie się chwaliła, że ogranicza połów tego zagrożonego stada, ale ma się to nijak do propozycji naukowców. Nasze obawy budzi też to, że propozycja KE jest najczęściej tą dolną granicą, od której zaczynają się negocjacje. Często ustalane kwoty są wyższe. Co jest ciekawe, ta propozycja Komisji wzbudziła też pewne zdziwienie reprezentantów przemysłu" - zaznaczyła Zajchowska.
Andrzej Białaś, doradca ds. polityki rybołówstwa w organizacji Oceana wyjaśnił, że wschodnie stado bałtyckiego dorsza od kilku lat ma się coraz gorzej.
"Ryby są coraz mniejsze. Trzydzieści lat temu średni wymiar dorsza, który przystępował do tarła to było 35-40 cm. 35 cm to jest też teraz wymiar ochronny dla dorsza. Od kilku lat naukowcy, jak i rybacy zwracają uwagę, że przystępujące do tarła dorsze mają ok. 20 cm, są mniejsze od śledzi. Od kilku lat naukowcy mają też problem z określeniem wieku dorsza ze stada wschodniego" - zaznaczył.
Eksperci tłumaczą, że są cztery hipotezy, dlaczego tak się dzieje. Jedna z przyczyn to eutrofizacja, czyli nadmiar azotu i fosforu w wodzie, który powoduje powstawanie beztlenowych "pustyń" na dnie Bałtyku. Kolejnymi są choroby odpasożytnicze tych ryb, czy brak odpowiednio dużej bazy pokarmowej (np. szprota). Czwartym powodem jest przełowienie stada, czyli połów przekraczający limit zrównoważony, który pozwalałby rybie odbudowywać stado.
"Najprawdopodobniej za tę sytuację odpowiada miks tych czterech czynników. Nie można jednak nie zwrócić uwagi na coraz większe połowy szprota oraz połów dorsza, który przekracza rekomendacje naukowców" - oceniła Zajchowska.
Organizacje ekologiczne niepokoją się również propozycją Komisji dotyczącą zdjęcia okresu ochronnego dla dorsza ze stada zachodniego. Obecnie obowiązuje on w lutym i w marcu, czyli w czasie tarła tych ryb.
Dodają, że gdyby temu stadu "dać żyć", czyli pozwolić się odbudować, to w ciągu kilku lat limity połowowe mogłyby być znacznie większe niż są obecnie.
"W tej chwili Polska ma 650 ton z wynoszącej 5,5 tys. ton kwoty połowowej dorsza stada zachodniego. 20 lat temu poławiano ok. 40 tys. ton. Propozycja Komisji na 2019 r. to ok. 7 tys. ton; a rekomendacje organizacji pozarządowych 6,7 tys. ton. Jeżeli zmniejszylibyśmy obciążenie tego stada poprzez ograniczenie połowu, to przy odpowiednich założeniach w ciągu 3-5 lat moglibyśmy myśleć o powrocie nawet do 40 tys. ton na rok" - ocenił Białaś.
Dodał, że ma to również sens ekonomiczny, gdyż od 2012 roku bałtyccy rybacy głównie zarabiają na śledziu i szprocie. Przez to, że dorsz jest mały, mniej się po prostu na nim zarabia.
Michał Boroń (PAP)