Na łamach Klubu Jagiellońskiego Alexander Tyra omawia ideę, w którą wierzą technogiganci pokroju Petera Thiela czy Jeffa Bezosa
XXI wiek wykluł się w latach 90. w kuluarach Uniwersytetu Warwick w Coventry w Anglii. W późnych godzinach, długo po zakończeniu regularnych zajęć akademickich, jego zaciemnione pomieszczenia stanowiły tło dla scen niczym z filmów Olivera Stone’a. Migające światła, szamańskie występy inspirowane gotyckim horrorem oraz cyberpunkiem, góry amfetaminy, sesje automatycznego pisania związanego z okultyzmem, a wszystko to przy ogłuszających dźwiękach Jungle Drum’n’Bass, przyspieszonej formy muzyki techno. Mowa o Cybernetic Culture Research Unit (CCRU), jeden z najdziwniejszych think tanków w historii.
Kapitalizm sam się zniszczy
CCRU był kierowany przez quasi-kultowego przywódcę i filozofa Nicka Landa. Brytyjczyk urodzony w 1962 r., wykładał na Uniwersytecie w Warwick od 1987 r. do rezygnacji w 1998 r. z powodu załamania psychicznego. Założył tam wspomniane CCRU wraz z filozofką Sadie Plant.
Plant jest reprezentantką ruchu cyberfeminizmu, będącego skrzyżowaniem feminizmu i nowych technologii. Szczególnym celem cyberfeminizmu jest teoretyczne rozważanie post-biologicznej przyszłości, w której ludzie nie będą już definiowani przez swoją biologiczną konstytucję.
Ważnym członkiem był również lewicowy teoretyk kultury Mark Fisher, który później założył własny ruch, a także Ray Brassier, który wywarł wpływ na antynatalizm i popkulturowy nihilizm (na przykład serial True Detective).
Główna doktryna Nicka Landa została nazwana akceleracjonizmem (choć on sam wtedy jeszcze nie używał tego określenia). Podstawowym założeniem akceleracjonizmu jest przyspieszenie rozwoju, tak aby doprowadzić do upadku systemu, czyli kapitalizmu. Dla Landa Kapitał przez duże K jest ślepy, idiotyczny i nihilistyczny.
W Manifeście komunistycznym Marks pisze o skutkach kapitalizmu: „Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu, wszystko, co święte, jest sprofanowane, a człowiek jest w końcu zmuszony spojrzeć trzeźwym wzrokiem na swoje rzeczywiste warunki życia i swoje relacje z bliźnimi”. A to, według akceleracjonizmu, jest bardzo pożądanym rezultatem.
Akceleracjoniści dokonali reinterpretacji Marksa, zgodnie z którą taktyką lewicy powinno być nie mniej, ale znacznie więcej kapitalizmu w jego najbardziej drapieżnej formie. To przyśpieszenie ma trwać tak długo, aż sprzeczności systemu kapitalistycznego staną się nieznośne, a życie zmieni się w piekło na Ziemi.
Wszystko musi się znacznie pogorszyć, zanim będzie mogło stać się lepsze. Dusza ludzka musi zostać ostatecznie znieczulona do rdzenia i zniszczona. Dopiero wtedy system może runąć i na jego zgliszczach ma szansę powstać coś nowego.
Z zewnątrz nie sposób pojąć logiki stojącej za tą teorią, może dlatego, że była formą filozofii eksperymentalnej. Poprzez zażywanie narkotyków, słuchanie agresywnej muzyki, występy i czytanie różnych tekstów z dziedziny gotyckiego horroru, satanizmu, cyberpunku, postmodernizmu i ezoteryki miała nastąpić zmiana świadomości. Sam Nick Land wprowadził się do dawnego domu najsłynniejszego okultysty XX wieku, Aleistera Crowleya, bez wątpienia ze względu na panującą tam atmosferę.
Uczestnicy postrzegali siebie jako stojących u progu nowej, dystopijnej ery. Podobnie jak w przypadku doomerów, którzy pojawili się jako kultura internetowa pod koniec 2010 r., było to również zjawisko głównie estetyczne. Chodziło o pewien nastrój, paradoksalnie przyjemne pesymistyczne uczucie, które pozwoliło uczestnikom postrzegać siebie jako (mrocznie) oświeconych. Ludzi, którzy widzą świat tak czarnym, jakim jest „w rzeczywistości”.
Przez narkotyki do nowej świadomości
Podstawową zasadą CCRU była „hiperprzesądność” (hyperstition) – samospełniające się przepowiednie. Koncepcja ta polega na tym, że zmieniając swoją świadomość otwierasz się na idee, które na pierwszy rzut oka są absolutnie kontrintuicyjne i antyhumanistyczne. Na przykład nienawiść do ludzkości i własnej ludzkiej powłoki oraz rozwój pragnienia dalszego istnienia jako maszyna.
Od połowy XX wieku w filozofii istnieje ruch zwany posthumanizmem. Bada on ideę przyszłości bez ludzkości, przynajmniej w znanej nam formie. Wiążą się z nim próby myślenia o ludziach bez biologicznego ciała, na przykład jako o zbiorze danych, które można przesłać do komputerów.
Nie ma wątpliwości, że środowisko CCRU wraz z Landem stworzyło wiele interesujących eksperymentalnych tekstów, a może nawet dzieł sztuki. Finalnie jednak twórców tych idei dogoniły ich własne biologiczne ograniczenia. Pod koniec eksperymentu praktycznie wszyscy uczestnicy popadli w wieloletnią depresję i wypalenie.
Lata zażywania amfetaminy odcisnęły na nich swoje piętno, byli też po prostu przemęczeni psychicznie. Po epizodzie w Warwick Nick Land zniknął na kilka lat, zanim przeniósł się na stałe do Szanghaju. Dziś wierzy, że radykalnie przyśpieszające Chiny lepiej reprezentują ten rodzaj kapitalizmu, który pozostawi wszystkich „martwymi (?) w środku”.
Naturalnie pojawia się pytanie: dlaczego to robili? Pomijając wyjaśnienia psychologiczne czy społeczne (rozumienie siebie jako awangardy jest tu szczególnie ważne), trzeba odwołać się do podstawowego egzystencjalnego uczucia obrzydzenia w obliczu ludzkich ograniczeń. Pesymizm kulturowy w późnym kapitalizmie stał się już głównym nurtem.
Wraz z upadkiem komunizmu dla wielu zniknęła możliwość teoretycznej alternatywy, pozostawiając kapitalizm samemu sobie w dziedzinie projektów społecznych. W związku z tym kapitalizm może być przezwyciężony tylko z wykorzystaniem swojej własnej logiki. Ostateczny cel jest na wskroś nihilistyczny.
Po pierwsze, chodzi o całkowite zniszczenie systemu. Postludzka przyszłość jest niewyobrażalna, ale poprzez „hiperprzesąd” musimy przekonać samych siebie, że jest ona konieczna. W przeciwnym razie pozostaniemy uwięzieni w beznadziejnej rzeczywistości, jak bohaterowie filmu Matrix.
Nie ma żadnego pozytywnego programu, jest tylko wiara, że z ruin wyłoni się coś nowego. Ale nowe nie jest wyobrażalne z ludzkiego punktu widzenia, ponieważ nie ma już nic wspólnego z ludzkością. Być może wyłoni się nowa forma życia, wyższy etap ewolucji ocalałych lub po prostu cichy świat bez ludzi, postantropocen.
Do tego momentu członkowie CCRU wyobrażali sobie niedaleką przyszłość w podobny sposób jak autorzy science fiction z gatunku cyberpunk (których uwielbiali czytać). Hiperprzemysłowy i ekologicznie zdewastowany świat, w którym rządzą megakorporacje, a bezlitosny darwinizm społeczny został doprowadzony do skrajności. Makabryczna, ale i nieco ekscytująca wizja, która nadal wywiera ogromny wpływ na kulturę.
Ale jest też inna wizja przyszłości. Takiej, która nie tylko zawiera wszystkie wyżej wymienione elementy, ale jest też niesamowicie nudna. Dla wspomnianego Marka Fishera kapitalizm nie oferował już wyjścia, ponieważ sam zlikwidował przyszłość. Zamiast tego mamy wieczny powrót tego samego, zwłaszcza w kulturze.
Przykładem niech będzie nieustanna regurgitacja istniejących franczyz i niekończące się remake’i. Jest już wystarczająco dużo materiału, by zapewnić ludziom zajęcie, rozrywkę i rozproszenie na całe życie.
Swoją wizję nazwał realizmem kapitalistycznym, tj. systemem, w którym logika kapitalistyczna nie dopuszcza już żadnych alternatyw (w tym alternatywnych planów życiowych) i jest wystarczająco silna, aby trwać przez całą wieczność.
W pełni zautomatyzowany komunizm
Jednocześnie jednak, zainspirowana jego przemyśleniami, pojawiła się forma lewicowego akceleracjonizmu, która jest nieporównywalnie bardziej optymistyczna niż jego prawicowa lub nihilistyczna odmiana i nie domaga się zniesienia człowieka jako gatunku. Odrzuca również skrajne pogorszenie jakości życia jako strategię wyjścia z kapitalistycznego więzienia.
Dwaj lewicowi akceleracjoniści i teoretycy polityczni Nick Srnicek i Alex Williams, którzy opublikowali #Accelerate: Manifesto for an Accelerationist Politics w 2013 r. oraz monografię Inventing the Future: Postcapitalism and a World Without Work w 2015 r. uznali przyszłość wykraczającą poza realizm kapitalistyczny za możliwą do pomyślenia.
Podobnie jak Fisher postrzegali obecny kapitalizm jako przeszkodę dla dalszego rozwoju technologicznego, przynajmniej pod względem korzyści społecznych. Istniejąca kapitalistyczna infrastruktura nie powinna jednak zostać zniesiona, ale posłużyć jako punkt odbicia dla postkapitalistycznej przyszłości.
Dotyczy to przede wszystkim wykorzystania technologii do uwolnienia sił produkcyjnych. Jako konkretną propozycję wymienili sztucznie wywołany globalny wzrost kosztów pracy, który zmotywowałby firmy do inwestowania w technologie oszczędzające pracę, a jednocześnie dochód podstawowy zmniejszyłby potrzebę zatrudnienia. Z kolei praca taka jak np. wychowywanie dzieci w rodzinie powinna być znacząco wynagradzana.
Srnicek i Williams krytykują lokalną lub nacjonalistyczną politykę lewicową, która nie myśli w kontekście globalnym. Ich ideałem byłby rodzaj lewicowego neoliberalizmu. W Polsce Wydawnictwo Ekonomiczne Heterodox opublikowało niedawno W Pełni Zautomatyzowany Luksusowy Komunizm autorstwa lewicowego dziennikarza Aarona Bastaniego, który jeszcze bardziej spopularyzował wyżej wymienione idee.
Pędź, rozwalaj, dereguluj
Podkreślając raz jeszcze, można rozróżnić między pesymistycznym akceleracjonizmem Nicka Landa i Marka Fishera, a nowszym, wyraźnie bardziej optymistycznym nurtem, który z kolei można podzielić na wariant lewicowy i prawicowy.
Sam Nick Land odrzucał możliwość lewicowego akceleracjonizmu; dla niego technologia i kapitalizm były ze sobą nierozerwalnie związane. Jego zebrane prace, głównie krótkie teksty, zostały opublikowane w 2011 r. pod tytułem Fanged Noumena i szybko zyskały wielu zwolenników.
Przede wszystkim wywarły wpływ na rodzący się alt-right. Akceleracjonizm przewijał się przez jego historię i ostatecznie osiągnął kulminację w ostatnich latach w prawicowym i optymistycznym „efektywnym akceleracjonizmie”.
Efektywny akceleracjonizm hamulca rozwoju technologicznego doszukuje się nie w kapitalizmie, ale raczej w demokracji i regulacjach państwowych. Przedmiotem zainteresowania jest tu sztuczna inteligencja i kwestia jej jak najszybszej optymalizacji. Przekonanie to opiera się na silnej wierze w samoregulację zarówno technologii, jak i rynku.
Jako rozpoznawalna ideologia efektywny akceleracjonizm istnieje dopiero od kilku lat, ale ma swojego poprzednika w ruchu futuryzmu na początku XX wieku i dzieli z nim wiele cech, przede wszystkim mentalność „move fast and break things” (poruszaj się szybko i niszcz rzeczy).
Oba ruchy ubóstwiają przyszłość kosztem przeszłości i teraźniejszości. Radość sprawia im niszczenie i tworzenie od podstaw, bez szacunku dla tradycji i humanizmu. Zamiast nich akceptowane są koszty społeczne deregulacji, czyli przyspieszonego rozwoju technologicznego.
W najlepszym wypadku zwolennicy efektywnego akceleracjonizmu twierdzą, że korzyści przewyższają koszty. W najgorszym, są na nie stosunkowo obojętni, bez wątpienia dlatego, że sami odczuwają je w niewielkim stopniu lub wcale.
Nazywają wszystkie formy konserwatystów (w tym lewicowców) doomers lub decels (od deceleration). Do tych ostatnich należą również tak zwani efektywni altruiści, którzy wzywają do jak największej ostrożności w odniesieniu do postępu.
Zbawcy z miliardami na koncie
Efektywny akceleracjonizm jest szczególnie popularny wśród superbogatych w Dolinie Krzemowej. Należą do nich m.in. Peter Thiel, Garry Tan, Aaron Levie, Mark Pincus i Reid Hoffman. Jeff Bezos, na przykład, życzy sobie, aby w naszej galaktyce było „bilion ludzi żyjących na gigantycznych stacjach kosmicznych” i aby było „tysiąc Mozartów i tysiąc Einsteinów”.
W październiku 2023 r. miliarder Marc Andreessen opublikował esej Techno-Optimist Manifesto, który – pomimo bardzo ciężkiego stylu (bogactwo nie czyni cię filozofem) – być może daje najlepsze wyobrażenie o tym ruchu.
Wychwala w nim technologię jako panaceum na wszystkie problemy świata, opowiada się za całkowitą deregulacją i w nieco megalomański sposób podkreśla wszechmoc człowieka w połączeniu z technologią. Odwołuje się między innymi do futuryzmu, Nietzschego, Ayn Rand i Nicka Landa.
Wśród niezwykłych stwierdzeń jest na przykład to, że powstrzymywanie sztucznej inteligencji, która mogłaby uratować ludzkie życie, jest formą morderstwa. Andreessen był szczególnie krytyczny wobec ostrożnych, biurokratycznych regulacji administracji Bidena.
Innymi myślicielami tego ruchu są dwaj fizycy Jeremy England i Guillaume Verdon. Zwłaszcza ostatni z nich odegrał kluczową rolę w pojawieniu się tego wariantu akceleracjonizmu. Obaj teoretyzują na temat zdepersonalizowanej „woli Wszechświata”, która dąży do maksymalizacji entropii.
Abstrakcyjnie rozumiane „życie” jest najlepszym narzędziem do tego celu, ponieważ może rozprzestrzeniać się na niezliczonych planetach i zużywać energię. Ta ezoteryczna doktryna przebrana za świecką religię zastępczą dąży do maksymalizacji zużycia energii we Wszechświecie. Wszystko inne jest dla niej środkiem do tego celu.
Według Verdona ludzkość ma za zadanie wspiąć się na tak zwanej skali Kardaszewa. Jest to teoretyczny instrument do pomiaru postępu cywilizacyjnego z wykorzystaniem energii jako miary (dla zainteresowanych tą gigantomańską wizją: jesteśmy na powolnej drodze do pierwszego etapu, tj. okiełznania całej energii planetarnej, a następnie drugiego i trzeciego etapu, wykorzystania całej energii w naszym Układzie Słonecznym, a następnie w naszej galaktyce).
Należy tu zauważyć, że z perspektywy efektywnych akceleracjonistów nie jest konieczne, aby to ludzie osiągnęli ten cel. W ten sposób koło się zamyka i wracamy do posthumanistycznej wizji Nicka Landa.
Uświadamiając sobie te trendy, warto przy okazji wspomnieć przykład z mitologii greckiej. Zna ona, u antycznego pisarza Hezjoda, walkę między stwórcami a ich stworzeniami, w której to właśnie stworzenia odnoszą zwycięstwo. Uranos zostaje obalony przez Kronosa, a ten z kolei przez Zeusa. Olimpijscy bogowie musieli po tym odeprzeć rewolucję gigantów, którzy zagrażali ich władzy.
Mitologicznie rzecz ujmując, można wysnuć wniosek, że ludzkość z pomocą Prometeusza dążyła do wykradzenia boskiego ognia technologii i intronizacji siebie na miejsce olimpijczyków. Jednak za nami, z rosnącą szybko inteligencją, już czekają na swoją kolej nasze własne stworzenia – automaty i maszyny.
oprac, e-red, ppr.pl na podst źródło: Klub Jagielloński