Sąd Okręgowy w Białymstoku ma rozstrzygnąć czy można zawiesić karę mężczyźnie, który w desperacji spowodowanej trudnościami finansowymi gospodarstwa, próbował podpalić biuro jednej z agencji rolnych w Bielsku Podlaskim. Wyrok sądu I instancji to rok więzienia.
W piątek zakończył się proces odwoławczy; orzeczenie ma zostać ogłoszone pod koniec października.
Zdarzenie miało miejsce jesienią ub. roku. 53-letni mężczyzna próbował podpalić benzyną i groził wysadzeniem przy użyciu butli z gazem, terenowego biura Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Bielsku Podlaskim. Przebywało w nim wtedy ok. 30 osób.
Zanim mężczyzna wszedł do środka, podpalił samochód którym przyjechał. W budynku rozlewał benzynę i rozpylał (także na ludzi) łatwopalny aerozol, odkręcił zawór butli z gazem i groził, trzymając w ręce zapalniczkę.
Wezwano strażaków i policjantów, którym udało się obezwładnić desperata.
Prokuratura postawiła mu zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa pożaru i wybuchu zagrażającego życiu lub zdrowiu wielu osób. Motywem działania rolnika miały być trudności finansowe, które nie były związane z ARiMR, a z koniecznością zapłaty przez niego kilkunastu tys. zł kary firmie, wobec której nie wywiązał się z umowy na dostarczanie mleka, bo zmienił odbiorcę. Podejrzany spędził w areszcie 7 miesięcy.
Jednocześnie biegli ocenili, że w chwili czynu mężczyzna (zmagający się z depresją) miał, w stopniu znacznym, ograniczoną zdolność kierowania swoim postępowaniem.
Sąd w Bielsku Podlaskim skazał go w maju na rok więzienia bez zawieszenia, jednocześnie na poczet tej kary zaliczając 7 miesięcy tymczasowego aresztu - co oznaczałoby konieczność odsiedzenia jeszcze 5 miesięcy (możliwe byłoby ubieganie się o warunkowe przedterminowe zwolnienie - PAP).
Apelację złożył obrońca mec. Wojciech Wojno, który chce zawieszenia wykonania kary, ewentualnie uchylenia wyroku 53-latkowi. Prosił, by "dać mu szansę", zapewniał że jego klient "nie chciał nikomu zrobić krzywdy". Jak podkreślał, mężczyzna sam zakręcił butlę z gazem, rozlał jedynie niewielką ilość benzyny, a do ludzi krzyczał, by wyszli z budynku i by natychmiast powiadomili policję. "Zasługuje na karę sprawiedliwą. On wie, że zrobił źle, ma tego pełną świadomość. Ale, z drugiej strony, ten człowiek w ten sposób wołał o pomoc" - mówił obrońca.
W ocenie adwokata oskarżony, który nigdy nie był karany, tak naprawdę nie miał zamiaru podpalenia biura ARiMR, "dobrowolnie starał się zapobiec skutkowi", a jego działania powinny być kwalifikowane nie jako podpalenie, lecz usiłowanie podpalenia.
Marek Winnicki z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe chciał utrzymania kary roku więzienia bez zawieszenia. Nie zgodził się z oceną, iż można mówić jedynie o usiłowaniu. Mówił, że działania oskarżonego były zaplanowane, a potem "metodycznie" realizowane.
"Było bezpośrednie niebezpieczeństwo zdarzenia w postaci pożaru lub wybuchu (...) Zachowanie oskarżonego skierowane było wobec osób, które w żaden sposób z jego sytuacją związku nie mają, w żaden sposób nie przyczyniły się do jego trudnej sytuacji materialnej" - mówił prokurator. Dodał, że karę trudno uznać za rażąco surową, jak twierdzi obrona.
Sam rolnik w swoim ostatnim słowie przepraszał pracowników ARiMR z Bielska Podlaskiego, strażaków i policjantów. Kilka razy powtórzył, że nikogo nie chciał skrzywdzić. Mówił, że nie planował tego tygodniami, działał pod wpływem chwili. "Chciałem tylko zaprotestować przeciwko sytuacji, która jest w rolnictwie" - mówił.
Dodał, że wcześniej jeździł na protesty rolnicze do Warszawy, uczestniczył w blokadach ale "nie przyniosło to skutku". Powiedział, że to co zrobił, było jego "ostatnim krzykiem". "Czas spędzony w areszcie wiele mnie nauczył i wiem, że źle zrobiłem" - mówił.
(PAP)