Ubojnie będą płacić za nadzór i badanie mięsa inspekcji weterynaryjnej, a nie lekarzom - powiedział we wtorek minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Tłumaczył, że pozwoli to wyeliminować sytuacje, gdy właściciel zakładu płaci swojemu pracownikowi za to, że on ma kontrolować ten zakład.
Ardanowski podkreślił w radiowej Trójce, że w przypadku w rzeźni w powiecie Ostrów Mazowiecka zawiodła procedura nadzoru lekarzy weterynarii nad procesem uboju. "Policja sprawdza, kto jest odpowiedzialny i wyjaśnia, jak to się stało, że pracownicy ubojni posługiwali się pieczątkami (lekarzy - PAP), czy to było bez wiedzy lekarza, czy dorobiono te pieczątki" - powiedział. Zaznaczył, że "wszystko będzie wyjaśnione".
Szef resortu rolnictwa zauważył, że obecnie lekarze, którzy zajmują się ubojem i badaniem mięsa, nie pracuję w inspekcji weterynaryjnej. "W pewnym momencie dochodzi do sytuacji, że ten lekarz bardziej pilnuje interesu właściciela zakładu, bo jest uzależniony od właściciela ubojni" - powiedział minister.
Jak zapowiedział, od lat funkcjonujący tak system zamierza zmienić. Jak mówił, "inspekcja weterynaryjna będzie miała zwiększoną liczbę etatów i to pracownicy inspekcji podlegający swoim bezpośrednim przełożonym, będą badali mięso i mieli nadzór nad ubojem". "Zakłady dalej będą płaciły, ale do inspekcji weterynaryjnej, a nie konkretnemu lekarzowi weterynarii. Inspekcja będzie wypłacała swoim ludziom, ale będzie odpowiedzialność służbowa pracowników za badanie mięsa" - powiedział szef resortu rolnictwa.
Niedawno telewizja TVN24 wyemitowała reportaż o nielegalnym uboju krów, który odbywał się w nocy bez nadzoru weterynaryjnego w rzeźni w powiecie Ostrów Mazowiecka. Inspekcja Weterynaryjna we współpracy z policją natychmiast podjęła czynności sprawdzające, wyjaśniające i zabezpieczające. Rzeźnia, w której dokonywano nielegalnego uboju została zamknięta. Z list dystrybucyjnych wynika, że mięso trafiło do kilkudziesięciu punktów w Polsce i zagranicę - do 14 krajów.
Longina Grzegórska-Szpyt (PAP)