Na ceny paliw na polskich stacjach wpływ ma splot czynników występujących na światowym rynku ropy naftowej. Przede wszystkim zaognienie sytuacji na Bliskim Wschodzie, czy sytuacja w Wenezueli. Do tego dochodzi niekorzystny kurs złotego do dolara - uważają analitycy.
Średnia cena najbardziej popularnej bezyny 95 przekroczyła już magiczną granicę 5 zł za litr, do tej granicy zbliża się również ON.
W rozmowie z PAP dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw e- petrol nie ma wątpliwości: podwyżki, które zobaczyliśmy na krajowym rynku paliw są bezpośrednim pokłosiem sytuacji globalnej, tego co się dzieje na rynku naftowym i walutowym. Podkreśla, że ceny te w porównaniu z początkiem kwietnia wzrosły o dokładnie 35 gr.
Bogucki zwraca uwagę, że cena baryłki ropy Brent, wyjściowej dla rynków europejskich, oscyluje wokół 79 dol za baryłkę. "Jeszcze z końcem marca płaciliśmy za baryłkę 67 dol. niemal 12 dol., a w październiku 2017 r kosztowała ona ok. 50 dol. Oznacza to, że w nieco więcej niż w pół roku mamy 20 dol. zwyżki" - zauważa.
Ekspert podkreśla, że podwyżki na globalnym rynku ropy zaczęły się od porozumienia kartelu OPEC z Rosją zakładąjace ograniczenie produkcji surowca w celu podbicia jego ceny. Zawarte na początku 2017 roku porozumienie ma trwać do końca 2018 roku. Do tego dochodzi wciąż nie rozwiązany konflikt w Syrii, która choć nie jest eksporterem ropy, położona jest na Bliskim Wschodzie. "Dla światowego rynku ropy, każde zawirowanie w tamtym rejonie powoduje, że inwestorom zapalają się czerwone światła" - dodaje.
Jednak ani Bogucki, ani analityczka BM "Reflex" Urszula Cieślak nie mają wąpliwości, że ostatnie, dość gwałtowne podwyżki czarnego złota, są reakcją wprost na decyzję prezydenta USA Donalda Trumpa o zerwaniu zawartego w 2015 r. nuklearnego porozumienia z Iranem. "To było klasyczne dolanie benzyny do ognia" - zauważył Bogucki.
O konsekwencjach, jakie może przynieść decyzja amerykańskiego prezydenta, podjęta zresztą wbrew sojusznikom z UE, pisał niedawno w swym komentarzu główny ekonomista PKN Orlen dr Adam Czyżewski. Jak podkreślił, obecnie owe konsekwencje trudno przewidzieć, poza tym, że najmocniej odczuje je Iran. "Przed decyzją oczekiwano, że nie będą tak dotkliwe, jak międzynarodowe sankcje z 2012 r., ze względu na prawdopodobny sprzeciw Chin i Rosji oraz brak zgody na zerwanie porozumienia nuklearnego z Iranem ze strony Unii Europejskiej" - napisał Czyżewski. Jak uzupełnił, według szacunków IHS Markit, Iran może stracić 200 tys. baryłek dziennie eksportu ropy w 2018 r. oraz 500 tys. w 2019 r.
"Zagadką jest reakcja samego Iranu, który dzisiaj deklaruje gotowość do kontynuacji porozumienia w zmniejszonym składzie, bez USA, nie wiadomo natomiast, jak zachowa się w dłuższej perspektywie" - zaznaczył główny ekonomista PKN Orlen. Podkreślił przy tym, że "trudność z oceną skutków wynika przede wszystkim z tego, że mamy do czynienia ze wzrostem niepewności, co do dalszego rozwoju sytuacji na Bliskim Wschodzie, a także w relacjach Stanów Zjednoczonych z Europą, Koreą Północną, Rosją i Chinami".
Choć - jak zauważył - po decyzji prezydenta Trumpa cena ropy Brent wzrosła, to w jego przekonaniu - nie oznacza to wyższych cen na dłużej. "Jeśli nie pojawią się kolejne czynniki podnoszące ryzyko - na rynku ropy działają bowiem mechanizmy samoregulujące, które w horyzoncie kilku kwartałów mają spory potencjał do wygaszania wzrostów cen, wynikających z zakłóceń podaży" - napisał w analizie Czyżewski. Przypomniał przy tym, że popyt na ropę rośnie obecnie w tempie ok. 2 mln baryłek dziennie, a do wzrostu tego w dużej mierze przyczynił się długi okres niskich cen surowca.
"Jeśli, jak to ma miejsce obecnie, powodem wzrostu cen ropy są napięcia geopolityczne o zasięgu globalnym, taka sytuacja wpływa bezpośrednio na osłabienie koniunktury globalnej i w rezultacie ogranicza przyszły popyt na ropę" - wskazał Czyżewski. Dodał zarazem, że ryzyka geopolityczne pojawiają się w zaawansowanej fazie globalnego cyklu koniunkturalnego, trwającego już 9 lat, i nakładają się na rozpoczęty cykl podwyżek stóp procentowych na świecie.
Kolejnym czynnikiem, jaki wpływa na globalny rynek ropy, to sytuacja w Wenezueli - kraju, który od kilku lat pogrążony jest w kryzysie gospodarczym i społecznym, zmaga się z recesją i sięgającą 13 779 proc. inflacją oraz niedoborami żywności i leków. To wszystko grozi załamaniem się przemysłu naftowego, w kraju, który jeszcze w latach dziewięćdziesiątych produkował 10 proc. światowej ropy.
W opinii Boguckiego wpływ planowanej tzw. opłaty emisyjnej, która ma wejść w życie od początku 2019 r. na obecne ceny paliw na polskich stacjach "jest żaden". " Nawet jeśli byłby ten wpływ, to dopiero w przyszłości"
Sejm pracuje nad rządowym projektem nowelizacji ustawy o biokomponentach i biopaliwach ciekłych oraz niektórych innych ustaw. Zakłada on stworzenie Funduszu Niskoemisyjnego Transportu (FNT) oraz wprowadzenie opłaty emisyjnej, z której finansowane mają być projekty związane m.in. z rozwojem elektromobilności w Polsce. Środki z opłaty w 85 proc. mają trafić do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej; 15 proc. - do FNT. Opłata wyniesie 80 zł od każdego 1 tys. litrów paliwa, który trafi na rynek w naszym kraju. W Ocenie Skutków Regulacji projektu ustawy wskazano, że w 2019 r. rząd planuje dzięki całej nowelizacji zebrać 1,7 mld zł, z czego do FNT trafi 340 mln zł. Natomiast w ciągu 10 lat przychody FNT mają wynieść 6,75 mld zł.
Ekspertka Reflex Urszula Cieślak, choć przyznaje, że kluczowe znaczenie dla ostatnich podwyżek ma sytuacją na rynkach ropy i walutowym, to jednak nie wyklucza, że polskie koncerny paliwowe "lekko" przygotowują się do wprowadzenia opłaty emisyjnej.
PKN Orlen i Lotos zapowiedziały, że ich klienci nie odczują wprowadzenia nowej opłaty, bo sfinansują ją same. W komentarzu dla PAP prezes PKN Orlen Daniel Obajtek deklarował, że koncern nie przerzuci opłaty emisyjnej na konsumentów, bo jest to rozwiązanie korzystne dla firmy i gospodarki kraju.
"Nie przekonują mnie te zapewnienia. Przecież ta opłata będzie odprowadzana przez producentów i importerów krajowych i będzie stanowiła dodatkowy koszt dla koncernów. Pytam, z jakich pieniędzy wezmą to na siebie? Moim zdaniem będzie to (opłata - PAP) czynnik cenotwórczy i element ceny detalicznej" - dodała.
Małgorzata Dragan (PAP)