Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Znieczulica

10 stycznia 2003

Centrum miasta, kolejni ludzie mijają bramę w kamienicy, z daleka widać jednak, że w tym właśnie miejscu zwalniają. Zbliżamy się i już wiadomo co intrygowało przechodniów. Na ziemi, po drugiej stronie bramy – w podwórzu, leży mężczyzna. Pochyla się nad nim kobieta, gdy spostrzega nas – prosi o pomoc. Jak tam się znalazł? Upojony alkoholem próbował zejść do swojej "ukochanej" – po sznurku z drugiego piętra na dół –  nie udało się. Spadł, stracił przytomność. Jego partnerka nie może dodzwonić się na pogotowie. P. zostaje przy nieszczęśniku, ja biegnę do budki telefonicznej. Po kilku minutach przyjeżdża karetka. 

Nie wiem ile osób minęło miejsce wypadku, nie zwracając w ogóle uwagi. Nie wiem ilu z przechodniów zatrzymało się na moment, ale w rezultacie nie udzieliło pomocy. Nie wiem co powodowało takie zachowanie. Nie ten czas, nie to miejsce? Wieczór był świąteczny, zimowy i mroźny, miejsce niespecjalne – ciemne i nieznane, a głos – wołający o pomoc – niewyraźny. Więc może to po prostu troska o własne bezpieczeństwo (?) – rozumiem. Może dbałość o własny spokój (?) – po co niepotrzebne pytania i dodatkowe problemy? A może zwyczajnie nie usłyszeli, nie zauważyli (?) – mogło się zdarzyć. Tylko dlaczego, w takiej sytuacji, tego typu motywy dochodzą do głosu? 

W. ma 25 lat, jest wysokim, postawnym mężczyzną. Odpowiedział mi na moje pytania. W autobusie, którym dojeżdżam do pracy grupa młodych chłopców dewastowała siedzenia. Nie byłem jedynym pasażerem, ale tylko ja zwróciłem im uwagę. Wysiadłem, a oni za mną. Dostałem tylko raz. Nie wiem czy jeszcze kiedyś się odezwę. Resztę zweryfikowała rzeczywistość.

Z trudem wciskam się do zatłoczonego tramwaju. Czuję siłę napierającego tłumu. Odwracam głowę. Za mną stoi para – mężczyzna i kobieta, może czterdziestoletni – prowadzą zaciekłą dyskusję, wyglądają na bardzo sobą zaabsorbowanych. Po chwili milkną. Starszy mężczyzna, który stoi obok, dyskretnie wskazuje wzrokiem moją torebkę. Kieszonkowcy – mówi. Mocniej chwytam bagaż. Po chwili nie zwracam już uwagi na stojących za mną ludzi. Przystanek, wsiadają kolejni pasażerowie. Chyba poruszona uczynnością mężczyzny sama przyłączam się do tego cichego spisku potencjalnych ofiar kradzieży. Podsyca mnie jego ganiące spojrzenie i ruch głowy wskazujący na nową pasażerkę, po mojej prawej stronie. Skarcona, "uczynnie" informuję kobietę. Ignoruje mnie. Po chwili zaczyna gwałtownie szperać w torebce, portfel, mój portfel, nie ma – krzyczy, po czym zwraca się do stojącej za mną pary: złodzieje. Mężczyzna odpiera atak: My złodzieje? No pokaż gdzie niby schowałem twój portfel, no zobacz mam tylko mleko dla dzieci. Roztrzęsiona kobieta, prosi: oddajcie chociaż dokumenty. Staję po jej stronie: Ludzie, nie widzicie co się dzieje? Nikt więcej nie reaguje, mężczyzna – "informator", podobnie jak większość pasażerów, przykleił nos do szyby. Nagle ci, którzy zwykle interesują się tym co dzieje się obok, którzy lubią słyszeć, widzieć, wiedzieć, całą swą uwagę skupiają na tym, czego "złapać" nie mogą – na krajobrazie za oknem, znanym od lat. Nie wiem kiedy odwraca się bieg zdarzeń. Nagle to ja jestem sprawcą, a przypuszczalny złodziej ofiarą. Słyszę od niego coś w rodzaju: a może to ty zabrałaś portfel i robisz hałas dla odwrócenia uwagi? Wściekła i bliska płaczu błagalne spoglądam na starszego pan,  przecież pan widział? Sam pan mówił. "Pan" się nie odzywa, nawet na chwilę nie odrywa wzroku od szyby. Nie znajduję poparcia u nikogo, mało – mam wrażenie, że nie wierzy mi kobieta, której próbowałam pomóc. Czuję szarpnięcie przy kieszeni płaszcza, do której ktoś nieudolnie próbuje coś wcisnąć. Odsuwam się, na podłogę upada portfel. Podnoszę go i w tej samej chwili uświadamiam sobie, że w ten sposób potwierdzam, skierowane w moją stronę fałszywe zarzuty. Ponieważ nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał – "zostałam uniewinniona" – po prostu wysiadłam. 

Co wyznacza granice ludzkiej obojętności? 

Buntujemy się gdy widzimy zło w telewizji, gdy czytamy o nim w gazecie. Siedzimy w fotelu i rozmawiamy, analizujemy i bijemy pięścią w stół. Ale gdy rzeczywistość swym pazurem dotyka końca ludzkiego nosa – zasypia bunt i siła, budzi się lęk i poczucie samotności. Kalkulacja jest prosta: lepiej milczeć w grupie, niż walczyć samotnie... i oberwać. 

Własne bezpieczeństwo i pozorny spokój – najgorsze, że nie wiem czy następnym razem o tym nie pomyślę. I boję się, że myśl zwycięży, że już nastąpiło przewartościowanie wartości.


POWIĄZANE

Główny Inspektorat Sanitarny wydaje coraz więcej ostrzeżeń publicznych dotyczący...

Uprawa soi przy wsparciu technologii – ciekawy kierunek dla polskich rolników Ar...

Najnowsze dane GUS pokazały zaskakująco wręcz dobre dane na temat aktywności dew...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę