Powiaty są kompletnie niepotrzebne, bo wszystkie ich zadania mogą i powinny bez problemu wypełniać gminy. Wyrzucamy w błoto każdego roku setki milionów, jeśli nie miliardy złotych z budżetu państwa - twierdzi prof. Witold Kieżun z Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego.
- Na 40 tys. urzędników, którzy są zatrudnieni w starostwach, ponad 30 tys. jest zbędnych. Wyliczyłem, że pełny koszt utrzymania jednego urzędnika wynosi co najmniej 4 tys. zł miesięcznie, a skoro tak, to na same pensje administracji powiatowej wydajemy każdego miesiąca niepotrzebnie prawie 150 mln zł. Zlikwidowaliśmy starostwo warszawskie, największe w kraju - i co? Są z tego same korzyści - mówi prof. Kieżun.
Oczywiście starostowie i powiatowi urzędnicy myślą zupełnie inaczej niż prof. Kieżun. Za powiatami w obecnym ich kształcie opowiada się również część ekspertów, np. prof. Michał Kulesza, ale to naturalne, bo jest on autorem reformy, która do życia powołała - od 1999 r. - 308 powiatów oraz 65 miast na prawach powiatów (w sumie 373). Zwolennikiem powiatów jest też prof. Jerzy Regulski, autor reformy samorządowej z 1990 r. - Powinno ich być jednak mniej, ale nie znacząco, tylko o kilka czy kilkanaście procent. Niektórych faktycznie nie potrzeba, bo są zbyt małe i słabe ekonomicznie - mówi prof. Regulski. Kazimierz Barczyk, przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski, przyznaje natomiast, że powiatów powinno być "istotnie mniej".
Przez cały 1998 rok toczyły się zażarte batalie o utworzenie powiatów. Mieliśmy wówczas do czynienia z czymś, co przeszło do historii III RP pod nazwą "wojen powiatowych". Zaangażowane w nie były znane osobistości i często niemal całe społeczności lokalne. Sporo z owych wojen zostało wygranych; w konsekwencji niektóre starostwa liczą zaledwie nieco ponad 20 tys. ludności, czyli tyle, ile niewielkie miasteczko.
Świadomość nadmiaru powiatów miał już rząd Jerzego Buzka; 14 grudnia 2000 r. zdecydował o połączeniu powiatów miejskich z ziemskimi. Nie zostało ono jednak zrealizowane.
"Nierealne do przeprowadzenia"
- Niedawno zostałem poproszony przez wicepremiera, ministra spraw wewnętrznych i administracji Józefa Oleksego o ekspertyzę na temat obecnej struktury administracyjnej kraju - mówi prof. Witold Kieżun. - Z rozmowy z wicepremierem dowiedziałem się, że jest on zwolennikiem zlikwidowania powiatów, ale też zdaje sobie sprawę, że z przyczyn społecznych jest to na razie nierealne do przeprowadzenia - dodaje profesor.
Alicja Hytrek, rzeczniczka MSWiA twierdzi, że "kwestia redukcji liczby powiatów będzie przedmiotem rozmów z przedstawicielami organizacji samorządowych". I dodaje, że "regulacje ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego stwarzają zachętę i motywują do łączenia powiatów".
Zdaniem ekspertów
Prof. Witold Kieżun ma świadomość, że w przewidywalnym czasie powiaty nie znikną z mapy administracyjnej Polski, bo opór społeczny byłby zbyt duży. Proponuje jednak, aby jak najszybciej decyzja rządu Buzka z grudnia 2000 r. została wprowadzona w życie. - Przecież absolutnie chore jest, aby w kilkudziesięciu miastach kraju istniały dwa urzędy powiatowe: ziemski i grodzki. Sam tylko koszt utrzymywania takiej liczby dublujących się budynków wynosi rocznie kilka milionów złotych, a przecież niektóre starostwa wybudowały sobie prawdziwe pałace - mówi prof. Kieżun.
Nasz rozmówca zapewnia, że z przeprowadzonych przez niego badań wynika, iż z 40-tysięcznej administracji powiatowej jedynie 10 tys. osób jest potrzebnych. Przekonuje, że wszystkie zadania, które zostały powierzone powiatom, mogą z powodzeniem wykonywać gminy lub - w ostateczności - związki gmin, którą to strukturę organizacyjną prof. Kieżun proponuje powołać w miejsce powiatów. - W mojej koncepcji związków gmin mogłoby być najwyżej 100, czyli o ponad 250 mniej niż dziś jest powiatów - wyjaśnia.
Profesor twierdzi, że gmina mogłaby np. wydawać paszporty, co teraz robi powiat, a związki gmin mogłyby zarządzać szpitalami czy szkołami średnimi. I wylicza: - Przeciętnie na powiat przypadają niecałe 2 szpitale i 4 szkoły średnie; to przecież niewiele, a tę średnią znacznie podnoszą duże miasta. Pamiętajmy też, że uprawnienia powiatów w stosunku do służb, np. straży pożarnej, są znikome. Również minimalne są środki własne powiatów. Dużo natomiast kosztuje podatników ich utrzymywanie. Zlikwidowaliśmy starostwo warszawskie, dzięki czemu zaoszczędziliśmy rocznie wiele milionów złotych; choćby prawie 200 tys. zł na rocznej pensji starosty.
Prof. Jerzy Regulski twierdzi natomiast, że powiaty powinny pozostać. Autor gminnej reformy samorządowej tłumaczy, że mają one długą tradycję w naszym kraju, sięgającą drugiej połowy XIV w. W II Rzeczypospolitej powiatów było jednak sporo mniej niż teraz, bo 266, a obszar międzywojennej Polski był o prawie 80 tys. km kw. większy niż obszar III RP (niemal dokładnie o całe dzisiejsze Czechy).
Prof. Regulski przekonuje również, że istnienie powiatów ma dobroczynny wpływ na kształtowanie się elit lokalnych oraz hamuje zapędy centralizacyjne, czyli rządzenie społecznościami lokalnymi z Warszawy. Przyznaje jednak, że liczba powiatów powinna się nieznacznie zmniejszyć. - Istota problemu nie leży jednak w liczebności starostw, ale w ich kompetencjach. Niestety, nakłada się na nie same obowiązki, a jednocześnie odbiera się uprawnienia, podobnie jak środki na ich realizację. Nie mniej ważne jest i to, że nasze samorządy, w tym powiaty, są w dramatycznie dużym stopniu upartyjnione. To jest rak, który je zżera - wyjaśnia prof. Regulski.
Głos samorządowców
Stanisław Szura, wicestarosta gorlicki, nie ma wątpliwości, że powiaty są potrzebne. - Byłem burmistrzem Gorlic i wiem, jakie były problemy, gdy nie było powiatu. Przede wszystkim brakowało partnera do zadań lokalnych. W takiej sytuacji byli np. dyrektorzy szkół średnich, którzy mieli nikły wpływ na podział pieniędzy. Teraz mogą z lokalnym gospodarzem te sprawy przedyskutować. Moim zdaniem nasz powiat się sprawdził i jest potrzebny. Na pewno lepiej niż w poprzednim systemie są rozdysponowane pieniądze, bo na miejscu kontrolujemy potrzeby.
Ludwikowi Węgrzynowi, staroście bocheńskiemu i jednocześnie prezesowi Związku Powiatów Polskich, rozum podpowiada, że powiatów jest za dużo. Nasz rozmówca podkreśla jednak, że starostwa należy traktować nie tylko jako siedzibę administracji samorządowej, sanepidu czy sądu rejonowego, ale znacznie szerzej - jako lokalną wspólnotę. Starosta podkreśla, że nie można niczego planować ani normalnie pracować, kiedy raz po raz pojawiają się głosy polityków, że powiaty to jest ten rodzaj samorządów, który koniecznie trzeba zlikwidować.
Kazimierz Barczyk, przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski twierdzi, że choć bez powiatów Polska "nie zawaliłaby się", to jednak lepiej, że są. - Budują społeczność lokalną, umacniają ją. Powiaty również odprymitywizują państwo polskie, gdyż niszczą jego azjatycką, scentralizowaną strukturę - mówi przewodniczący. Kazimierz Barczyk nie ma jednak wątpliwości, że słabe powiaty, liczące niewiele mieszkańców, powinny zniknąć. A takich jest sporo.
Starostę limanowskiego Romana Duchnika dziwią głosy o konieczności likwidacji powiatów. - Równie dobrze można byłoby zapytać, czy władza jest potrzebna; część społeczeństwa na pewno odpowiedziałaby, że nie - mówi starosta. Jego zdaniem powiat limanowski się sprawdza, mimo nadmiaru zadań, jakimi został obarczony. Starostwa miechowski Mieczysław Bertek zwraca natomiast uwagę, że powiat praktycznie istnieje nieprzerwanie, mimo iż formalnie został zlikwidowany w 1975 r. Zawsze jednak - podkreśla - istniały instytucje, np. urzędy rejonowe, sanepid czy zarządy dróg, które w istocie pełniły rolę powiatów. - Wytworzyła się też już więź pomiędzy gminami - twierdzi starosta - a ludzie przyzwyczaili się załatwiać ważne sprawy w Miechowie.
Partie polityczne nie przedstawiają na razie żadnych pomysłów dotyczących liczby powiatów czy w ogóle dalszego ich funkcjonowania. Jedynie PSL od zawsze mówi, że powiaty są zbędne. PO i PiS, czyli ugrupowania, które mają największe szanse na przejęcie władzy po wyborach, milczą.