Kilkanaście godzin gasili wczoraj strażacy pożar magazynu we Wrocławiu. Na szczęście nikt nie zginął. Dwadzieścia osiem wozów strażackich z całego województwa gasiło w nocy z soboty na niedzielę pożar, który wybuchł w magazynie na terenie Portu Miejskiego przy ulicy Kleczkowskiej. Spłonęło ponad tysiąc ton zboża.
Wszystko zaczęło się w sobotę około godziny 22. W magazynie należącym do spółki Fermy Drobiu Woźniak Sp. z o. o pojawił się ogień. Zauważył go jeden z pracowników, pełniących nocną służbę. Początkowo pożar nie wyglądał groźnie. Na miejscu pojawiło się dziewięć jednostek miejskiej straży pożarnej. Szybko jednak okazało się, że nie poradzą sobie z żywiołem. Z każdą minutą ogień coraz bardziej się rozprzestrzeniał, pochłaniając kolejne kondygnacje budynku. Około północy stało się jasne, że konieczna będzie pomoc strażaków z innych miejscowości.
Długa noc w przystani
– Za chwilę będą tu wozy ze Świdnicy, Oławy i Dzierżoniowa – mówił jeden z wrocławskich strażaków. – Cysterna z Jawora zepsuła się w drodze i utknęła na placu Grunwaldzkim. Ale pech! Jakbyśmy mało mieli problemów!
Już godzinę później z żywiołem walczyło 28 jednostek straży. Po dwóch stronach płonącego budynku stanęły dwa działka, które bez przerwy lały wodę na górne kondygnacje.
– Nie jest dobrze – kiwał głową Józef Kmonk, dowódca jednostki strażackiej. – Prawej strony magazynu już nie da się uratować. Spłonie doszczętnie. Musimy ratować drugą część budynku. Kierujemy wodę na klatkę schodową, by ogień nie rozprzestrzenił się – dodał kapitan i przyznał, że nie wie, czy to się uda. – Akcja gaszenia jest bardzo trudna. Magazyn wypełniony jest zbożem, które płonie jak papier. Czeka nas długa noc.
Ratunek prosto z nieba
Choć pożar wybuchł w magazynach na przystani, strażacy nie mogli użyć do gaszenia wody z Odry.
– Lustro wody jest zbyt nisko – wyjaśniał Józef Kmonk. – Ponad jedenaście metrów w dół. Pompa nie byłaby w stanie zassać wody. Dlatego zwozimy ją z hydrantów w mieście. Tankujemy, gdzie tylko się da.
Pracownicy magazynu bezradnie patrzyli, jak zboże ginie w ogniu.
– W całym magazynie jest 2600 ton plonów – mówił Maciej Tomaszewicz, kierownik magazynu. – Co najmniej tysiąc ton pójdzie z dymem. Straty będą ogromne. Wstępnie szacuję je na ponad milion złotych. Zboże było ubezpieczone.
Po czterech godzinach ratunek przyszedł z nieba. Zaczął padać ulewny deszcz i wkrótce sytuację udało się opanować.
Dogaszanie trwało do wczoraj do późnego popołudnia. Na miejscu zostały cztery wozy strażackie, które zabezpieczały pogorzelisko. Przyczyny pożaru bada policja. Straż twierdzi, że prawdopodobnie wszystkiemu winne jest zwarcie w instalacji elektrycznej.