- Jeśli rolnicy nie cofną upraw, naliczymy kary za nielegalne zajęcie pasa drogowego - ostrzegają urzędnicy z Krapkowic.
Ostrzeżenie dotyczy rolników z gminy Strzeleczki. Urzędnicy z Powiatowego Zarządu Dróg w Krapkowicach zrobili objazd swoich gruntów i stwierdzili, że przypadków zaorania poboczy i likwidacji przydrożnych rowów jest bardzo dużo. W niektórych miejscach droga zwęziła się nawet o trzy metry.
Przy trasie 409 niemal wszystkie drzewa ciągną się kilometrami... na polu.
Kiedyś stały przy drodze. Na powiatowym trakcie między Łowkowicami a
Pisarzowicami w polu stoją słupy energetyczne.
- We wsiach, gdzie
występuje ten problem, będziemy organizować spotkania z rolnikami -
zapowiada Andrzej Matysek, wicedyrektor PZD w Krapkowicach. - Mamy mapy,
wiemy, ile kto zajął. Nie będziemy ludzi karać wstecz, ale wyznaczymy termin, do
którego winowajcy mają się usunąć z naszego terenu i odtworzyć rowy. Jeśli tego
nie zrobią, zaczniemy naliczać kary pieniężne i będziemy je ściągać.
Według aktualnego cennika PZD opłata za zajęcie jednego metra kwadratowego pasa drogowego wynosi 2 zł dziennie. W przypadku, gdy zajęcie jest nielegalne - dziesięciokrotność tej kwoty. Gdyby drogowcy chcieli dochodzić swoich praw sądownie, mogą domagać się również odszkodowania. Zniknęły rowy melioracyjne, droga nie ma odwodnienia, to stwarza po pierwsze zagrożenie dla kierowców, po drugie - podciekająca pod asfalt woda zimą zamarza i rozsadza go, a remonty są kosztowne. Problemem jest także śnieg nawiewany z pól.
- To nie jest tak, że rolnicy nagle pozajmowali sobie pasy drogowe - tłumaczy się za swoich krajan radny Alfred Malucha z komisji rolnictwa, leśnictwa i bezpieczeństwa publicznego, która uczestniczyła w objeździe dróg. - Rok w rok orali troszkę dalej, i dalej aż weszli na asfalt. Ziemia już leży na drodze, obornik też, to może brzmi śmiesznie, że orają asfalt, ale tak to już wygląda. Faktycznie należałoby zrobić z tym porządek, bo skutki odczuwamy wszyscy. Nawet ci sami rolnicy interweniują, że woda stoi im na polach, a sami są temu winni, skoro zlikwidowali rowy.
Przypadki przyorywania poboczy nie dotyczą jedynie dróg powiatowych. Pozostali zarządcy jak dotąd nie wojowali jednak z rolnikami. Teresa Siotka, naczelnik Wydziału Utrzymania Dróg Zarządu Dróg Wojewódzkich w Opolu wymienia kilka przykładów newralgicznych miejsc: wieś Szczyty przy drodze 421 (za Głubczycami), dzielnicę Przewóz przy - 422 (za Kędzierzynem), Zakrzów - przy 427 (pod Kędzierzynem):
- Zdarzało się, że wzywaliśmy właściciela przyległych gruntów do odtworzenia rowu drogowego, ale dlatego, że to on skarżył się, że woda z naszej drogi zalewa mu pola - mówi Siotka. - Aby dokładnie uporządkować granice własności, musielibyśmy zlecić prace geodecie, a to się wiąże z kosztami. Generalnie problem, jeśli chodzi o trasy wojewódzkie, nie jest duży, bardziej dotyczy dróg bocznych.
Ściśle mówiąc - należących do gminy. Wójt Strzeleczek Bronislaw Kurpiela wychodzi z podobnego założenia jak naczelnik Siotka: - Teoretyczne moglibyśmy naliczyć rolnikom opłaty za nielegalne zajęcie pasa drogowego na trzy lata wstecz, ale nie wierzę, aby się obyło bez sądu. Najpierw musielibyśmy wyłożyć pieniądze na geodetę, a pytanie, czy i kiedy byśmy je odzyskali. Granice korygujemy sporadycznie, przy okazji budowy albo remontu drogi.