Trwający od dziesięciu lat kryzys w gorzelnictwie doprowadził do tego, że z 52 zakładów w województwie opolskim pozostał tylko jeden. Chociaż sytuacja na rynku spirytusu teraz się poprawiła, to trudno będzie wskrzesić zamknięte rolnicze przetwórnie.
Zdaniem gorzelników ich branża nie kieruje się zasadami wolnego rynku. Towar jest zaplombowany i można go wydawać tylko pod nadzorem pracowników urzędu celnego. Choć na rynku teoretycznie jest 17 odbiorców spirytusu, to w praktyce właściciele gorzelni mogą sprzedać alkohol tylko dwóm, którzy dyktują ceny. A te są bardzo niskie: w połowie lat 90-tych wynosiły 2,40 zł za litr, a od poprzedniego roku tylko około 1,80 zł.
Mieczysław Garbowski – prezes spółki Agro-Farm, gorzelnia w Wierzbicy Górnej „Gorzelnia stoi już od 1,5 roku i nie produkujemy w ogóle spirytusu surowego, ponieważ ceny są tak rażąco niskie, ze musieliśmy zaprzestać”.
Marian Mikołajczyk – gorzelnia w Domaszowicach „ Żaden gorzelnik w Polsce nie ma podpisanej umowy na odbiór spirytusu, nie ma gwarantowanej w tej umowie ceny. Jesteśmy stłamszeni, wdeptani w ziemię”.
Często zmieniające się przepisy akcyzowe oraz wymóg wpłacania zabezpieczeń za magazynowanie i transport spirytusu nie sprzyjały utrzymaniu się gorzelni na rynku. Do tego niektóre zakłady przez wiele miesięcy musiały czekać na pieniądze za dostarczony surowiec, część spraw skończyła się w sądzie. Teraz, gdy na Opolszczyźnie została już tylko jedna gorzelnia, sytuacja zaczęła się zmieniać na lepsze.
Zdzisław Czajkowski – gospodarstwo rolne w Lasowicach Małych „ Polmosy oraz octownie i inni odbiorcy są bardzo zainteresowani odbiorem surówki etylowej z gorzelni rolniczych. Po prostu jej nie ma, więc w tej chwili nie mamy żadnego problemu ze sprzedażą”.
Mniejsze gorzelnie położone na terenach wiejskich pełnią ważną rolę, nie tylko zatrudniają ludzi, ale także przerabiają płody rolne oraz produkują pasze dla bydła.