Gminne spółdzielnie Samopomoc Chłopska kojarzą się głównie z poprzednią epoką. Wielu z nas zapewne sądziło, że po 1989 roku geesy zniknęły z polskiego krajobrazu i ich odpowiedników można poszukiwać co najwyżej za wschodnią granicą. Na przykład u wywodzącego się z nurtu socjalistycznej spółdzielczości białoruskiego prezydenta Łukaszenki. Tymczasem co trzecia gminna spółdzielnia przetrwała trudny okres transformacji. Te, które pozostały, nie najgorzej radzą sobie w drapieżnych czasach gospodarki rynkowej.
Należy się tylko cieszyć, że geesy nadal działają. Zatrudniają nawet po kilkaset osób na terenach często zagrożonych strukturalnym bezrobociem. Co ważne, notują coraz lepsze wyniki finansowe.
Jaka jest recepta na dobre rezultaty? Przede wszystkim specjalizacja. Czasy, kiedy geesy monopolizowały handel, produkcję czy usługi w małych miejscowościach, bezpowrotnie minęły. Konkurencja ze strony firm, czy polskich, czy zagranicznych, jest bardzo duża.
Gminne spółdzielnie na brak problemów nie narzekają. Pomijając już kojarzącą się z czasami socjalizmu nazwę, najważniejszy problem to brak odpowiednich przepisów prawnych umożliwiających im sprawne działanie. Geesy nie mogą być na przykład przekształcane w firmy. A przecież z niektórych z nich mogłyby powstać dobrze zarządzane, wyspecjalizowane, nowoczesne przedsiębiorstwa.