Pragnienie męczy, obok stoi akurat automat z coca-colą, a my nie mamy drobnych... Nic nie szkodzi - wystarczy wysłać SMS-a na podany numer, a za chwilę maszyna wyrzuci schłodzoną puszkę z napojem.
Mikropłatności, nazywane też m-cash, polegające na nabywaniu określonych towarów lub usług przy wykorzystaniu telefonu komórkowego, zyskują coraz większą popularność na całym świecie. W Polsce za pomocą SMS-a można na razie opłacić m.in. dostęp do internetowych domen i archiwów, korzystanie z parkingu, a także przejazd komunikacją miejską.
Usługa "bilet SMS" dostępna jest na razie w kilku miastach - m.in. Poznaniu, Słupsku, Zamościu i Kielcach. Pasażerowie kupują w kiosku specjalną "kartę zdrapkę", na której znajduje się kod, uprawniający - w zależności od ceny karty - do jednego lub kilku przejazdów. Kod ważny jest bezterminowo, aż do wykorzystania dostępnego limitu. Wystarczy wprowadzić go do telefonu i wysłać na podany numer - i można już wsiadać do autobusu. Pojedynczy przejazd kosztuje tyle samo, co w przypadku zwykłego biletu, nadawca ponosi jednak koszt SMS-a.
Główną zaletą mikropłatności jest oszczędność czasu, sprawdzają się też w sytuacjach awaryjnych. Usługa ta, nie jest jednak wolna od wad. Zdarza się, że - chcąc na przykład uzyskać dostęp do internetowego archiwum - po wysłaniu SMS-a czekamy kilka godzin na zwrotną wiadomość z kodem dostępu. Osoby, których spotkała taka przygoda, wysyłają często kolejne SMS-y, ponosząc dalsze koszty, lub rezygnują z zamiaru skorzystania z internetowych zasobów (mimo poniesionej opłaty), stwierdzając, że szybciej i taniej jest pójść do zwykłej biblioteki... Co gorsza, nie wiadomo, gdzie kierować w takim przypadku reklamacje, gdyż firmy świadczące takie usługi twierdzą, że wina leży po stronie operatorów. Ci tłumaczą, że są tylko pośrednikami, którzy obsługują serwis SMS od strony technicznej.
- Po wysłaniu SMS trafia do centrum obsługi wiadomości tekstowych na serwerze danej firmy, które przetwarza otrzymaną informację, generuje automatycznie hasło i odsyła je ta samą drogą - mówi Ryszard Woronowicz, rzecznik Polkomtela (sieć Plus GSM). - Dlatego dopiero rozpatrując konkretny przypadek można stwierdzić, kto jest winny opóźnienia. Operator odpowiada za nie tylko w sytuacji, gdy serwer wysłał hasło w odpowiednim czasie, a ono zbyt długo wędrowało z powodu przeciążenia sieci - dodaje.
Na szczęście, użytkownicy "biletów SMS" nie mają powodów do obaw. Nawet jeśli sieć jest przeciążona, a wysłaną wiadomość nieopatrznie skasowali, kontrolerzy za pomocą specjalnego urządzenia są w stanie sprawdzić, czy z danego aparatu kupiono bilet.