Gospodarka nie wytrzyma presji związanej z wysokimi cenami paliw, upadki w branży budowlanej to tylko wierzchołek góry lodowej; potrzebna jest natychmiastowa rewizja strategii dla rynku paliw w Polsce - oceniają eksperci z branży paliwowej oraz budowlanej.
- Zagrożonych jest 150 tys. osób pracujących przy budowie dróg w Polsce. W 2013 roku połowa z nich może stracić pracę - powiedział dziennikarzom prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa (OIGD) Wojciech Malusi.
Szef Izby wystąpił na konferencji prasowej Polskiej Izby Paliw Płynnych (PIPP) dotyczącej przyczyn i skutków utrzymywania się wysokich cen paliw.
Prezes Izby Halina Pupacz powiedziała, że polskie władze realizując zobowiązania wobec UE i ustalając akcyzę na olej napędowy w wysokości 1,19 zł za litr, a dla benzyny stawkę 1,56 zł za litr, działały w oderwaniu od siły nabywczej Polaków. - Obecnie za średnią pensję możemy kupić o 120 litrów mniej niż w pierwszym kwartale 2010 roku - dodała prezes. Poinformowała też, że w tym roku PIPP odnotował spadek sprzedaży benzyn i oleju o kilkanaście procent.
Według PIPP trwały wzrost cen spowoduje spadek zużycia benzyny i oleju napędowego, a w konsekwencji załamanie rynku. Prezes Malusi stwierdził, że upadające ostatnio firmy budowlane nie przewidziały wzrostu cen paliwa o 40 proc., a państwo jako klient nie dało im szans na renegocjowanie kontraktów.
- Nominalnie tanie paliwa w Polsce w stosunku do cen w Europie Zachodniej nie mogą być uzasadnieniem dla braku działań systemowych. Za przeciętną miesięczną pensję Polak może kupić cztery razy mniej oleju napędowego niż Niemiec, Francuz czy Austriak - powiedziała prezes Pupacz. Dodała, że na podwyżkach paliw skorzystał tylko budżet, który otrzymał 10 mld zł z podatku VAT.
Ekspert rynku paliw Andrzej Szczęśniak zwrócił uwagę, że według danych GUS Polska wydała w 2010 r. 44 mld zł na zakup paliw płynnych, przy obecnych cenach tych paliw tegoroczne wydatki sięgną 66 mld zł.