Czy nowy rząd, którego chciałby prezydent i SLD, dostanie wystarczające poparcie w Sejmie? Aby tak się stało, gabinet następcy Leszka Millera musi zaakceptować, zgodnie z obowiązującą konstytucją, bezwzględna większość przy co najmniej połowie posłów obecnych na sali obrad, a więc w skrajnym przypadku 116 osób.
Jeśli desygnowany przez prezydenta szef rządu (wskazany w ciągu 14 dni od dymisji poprzedniego gabinetu) nie zdoła jednak przekonać posłów do swoich ministrów i programu, to art. 154, ust. 3 konstytucji przewiduje, że inicjatywa przechodzi wówczas do Sejmu. Sejm ma kolejne 14 dni, by wyłonić premiera i całą Radę Ministrów. Także w tym przypadku musi poprzeć ją ostatecznie 116 posłów, czyli bezwzględna większość przy obecności co najmniej połowy posłów (która wynosi 230).
Jeśli to ponownie się nie uda, art. 155 konstytucji przewiduje, że inicjatywa wraca do prezydenta, który również ma 14 dni na wskazanie premiera.
Tak wybranemu szefowi rządu wystarczy zwykła większość głosów przy przynajmniej połowie ustawowej liczby posłów, czyli przewaga głosów "za" nad głosami "przeciw", niezależnie od liczby tych, którzy wstrzymają się od dokonania wyboru. Jeśli i ten scenariusz zawiedzie, a Sejm nie powoła nowego rządu, prezydent skraca kadencję parlamentu i rozpisuje przyspieszone wybory (art. 155, ust. 2 konstytucji).
Jeżeli zatem Leszek Miller poda się do dymisji 2 maja, a kolejnego rządu wyłonić się nie uda, wybory odbyłyby się latem. Z naszych obliczeń wynika, że byłoby to - zgodnie z konstytucyjnymi terminami - najpóźniej w niedzielę, 25 lipca. To ostatnia możliwa niedziela przy założeniu, że - zgodnie z obietnicą - głowa państwa od razu 2 maja desygnuje na nowego premiera kolejnego polityka. Jeśli nie powoła go od razu, do tego terminu należy dodać jeszcze najwyżej dwa tygodnie, co oznacza, że w razie niepowodzenia kolejnych prób wyłaniania rządu do urn poszlibyśmy najpóźniej w sierpniu.
Na razie mało prawdopodobne wydają się natomiast wybory połączone z głosowaniem do europarlamentu, które odbędą się już 13 czerwca. O ile bowiem prezydent zarządza skrócenie kadencji parlamentu, to - zgodnie z art. 98 ust. 5 konstytucji - wybory muszą się odbyć nie później niż w ciągu 45 dni od tej decyzji, a taki termin, przy założeniu wykorzystania wszelkich prób powołania gabinetu i przez Sejm, i przez głowę państwa, upływa 28 lipca - pod warunkiem, iż Aleksander Kwaśniewski rzeczywiście desygnuje nowego szefa rządu w dniu dymisji Leszka Millera.
Konstytucja w artykule 98 ust. 3 przewiduje również, że Sejm może sam skrócić swoją kadencję. Taka decyzja wymaga jednak uchwały co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby posłów (czyli aż 307 głosów). Jak dotąd takiej większości nie udało się opozycji zebrać. Mimo to i PO, i LPR złożenie wniosków o samorozwiązanie Sejmu już zapowiedziały.