W kalendarzach handlowców koniec czerwca i początek lipca zaznaczono na czerwono. Wtedy zaczyna się okres letnich wyprzedaży. Z półek znikają stare kolekcje, zwalniając miejsce dla najnowszych modeli, a ceny markowych produktów lecą na łeb o 50-70 proc. Niestety, Polacy o takich przecenach mogą jedynie pomarzyć.
W niektórych krajach soldy traktowane są jak doroczne święta, wyczekiwane przez klientów nie mniej niecierpliwie niż Gwiazdka. Stanowią także istotny element marketingu turystycznego. Londyn umieścił wyprzedaże w oficjalnym kalendarzu dorocznych imprez odbywających się w mieście, a foldery opisujące Paryż oprócz zwiedzenia Luwru zachęcają do wizyty w butikach znanych światowych firm obniżających ceny na koniec sezonu.
W Londynie skala przeceny bywa imponująca: krawat Armaniego, który wczoraj kosztował jeszcze 70 funtów, dzisiaj można kupić za 24 GBP, buty Nike kosztują 19,99 funtów, czyli o 40 funtów mniej niż na początku sezonu, a spodnie Levi's zaledwie 10, taniej aż o 70 proc.
U nas o takich obniżkach możemy tylko pomarzyć. Przeceny są, ale dotyczą przede wszystkim towarów słabej jakości. Ostatnio jeden z hipermarketów zachęca do kupna butów dziecięcych za... 2,99 zł za parę i ręczników po 99 gr za sztukę, ale markowe produkty rzadko kiedy tanieją więcej niż o 20 proc. Tymczasem, jak mówi Krzysztof Śliwiński, dyrektor marketingu w firmie odzieżowej LPP SA, właściciela m.in. marki Reserved, nawet jeśli producent obniży cenę o 70 proc., to i tak sprzeda jeszcze towar z zyskiem.
- Jeszcze nigdy nie zdarzyło nam się dopłacać do wyprzedaży - twierdzi Śliwiński.
Wielkość obniżki zależy od wielu czynników (czy towar dobrze sprzedawał się w sezonie? co robią konkurenci?), nie może ona jednak być wyższa niż wspomniane 70 proc., a zwykle nie przekracza połowy ceny wyjściowej. Nie można też z góry zaplanować terminu rozpoczęcia wyprzedaży. W tym roku, z powodu zimnego początku lata, zaczynają się one nieco później. Jesienna akcja przewidziana jest wstępnie na początek listopada.
- Z naszych obserwacji wynika, że żadna inna forma promocji nie przynosi tak dobrych rezultatów jak obniżki, rabaty czy wyprzedaże - mówi Alicja Turowska, szef działu reklamy i PR w firmie Atlantic.
Producent w pierwszej kolejności pozbywa się starych modeli oraz "nietrafionych" egzemplarzy nowszych serii, czyli takich, które nie przypadły klientom do gustu (np. z powodu koloru) i sprzedawały się słabo. Resztówki, których pomimo znacznej obniżki nie uda się sprzedać w czasie wyprzedaży, trafiają następnie do tzw. sklepów outletowych.
- Są to zwykle końcówki serii lub kolekcji, bardzo rzadko towar uszkodzony. Sprzedajemy wyłącznie markowe produkty. Cena obniżana jest do momentu, aż klienci wykupią całą partię towaru - mówi Anna Kalfas z Outlet Centre Polska.
Na razie firma ma jeden sklep w Warszawie, ale już wkrótce planuje otwarcie następnych w Sosnowcu i Gdańsku. Sklepy "outlet" są bardzo popularne na zachodzie Europy. Sprzedają odzież, obuwie, sprzęt sportowy, AGD, galanterię skórzaną. Markowe produkty znanych światowych firm. Kosztują grosze.
Z badań prowadzonych wiosną ub.r. przez firmę marketingową Claritas Polska wynika, że połowa polskich klientów przy wyborze towaru kieruje się przede wszystkim ceną. 42 proc. respondentów robi zakupy w sklepach, które często organizują promocje.