Szkolenia specjalistów czy dodatkowi urzędnicy w każdej gminie? W Sejmie zastanawiają się, kto powinien pomagać rolnikom w wypełnianiu wniosków do funduszy europejskich. A może powrócić do instytucji agronoma wiejskiego, "odgrzanej" ostatnio na Węgrzech? W niektórych wsiach, zwłaszcza na Spiszu i Orawie, stoją jeszcze puste agronomówki.
Dla wszystkich polityków na szczeblu lokalnym i rządowym jest oczywiste, że 
rolnicy będą mieli problem z wypełnieniem wniosków o wypłatę dofinansowania tzw. 
obszarowego, czyli zależnego tylko od powierzchni odpowiednich użytków rolnych. 
Jak więc zapewnić rolnikom skuteczną pomoc w wypełnianiu wniosków, żeby dopłaty 
nie uciekły bezpowrotnie? Posłowie Prawa i Sprawiedliwości zaproponowali 
ostatnio, żeby rząd przeznaczył 60 mln zł rocznie na zatrudnienie blisko 3 
tysięcy nowych urzędników w gminach. Ich jedynym zadaniem byłoby wypełnianie 
wniosków za rolnika.
Poseł Przemysław Gosiewski tak uzasadnia projekt 
PiS: – Pomoc w wypełnianiu wniosków do wszelkich funduszy musi być jak 
najbliżej rolników. Najlepsza do tego jest gmina, bo z tym urzędem rolnicy 
spotykają się na co dzień. Trudniej im jechać do biur powiatowych czy 
wojewódzkich. Także gminy najlepiej znają lokalną specyfikę. Wystarczy więc 
sfinansować etaty dla 1 - 2 nowych urzędników w gminie, a samorządy niech opłacą 
stworzenie dla nich biur z podstawowym wyposażeniem.
Pomysł PiS 
prawdopodobnie jednak przepadnie. W czasie debaty w komisji sejmowej 
skrytykowali go przedstawiciele partii rządzących. Zdaniem posła Stanisława 
Steca, tworzenie nowej armii urzędników jest niecelowe, bo w terenie działają 
już setki pracowników Ośrodków Doradztwa Rolniczego, są samorządy rolnicze (Izby 
Rolne), poza tym w każdym powiecie są już biura powiatowe Agencji Modernizacji i 
Restrukturyzacji Rolnictwa (od 4 do 8 pracowników w biurze do pomagania 
rolnikom).
Pomysł PiS popiera opozycja, zdaniem posła Zbigniewa 
Chrzanowskiego (SKL) bardzo wielu gospodarzy ma problemy z wypełnianiem wniosków 
i trzeba ich będzie dosłownie prowadzić za rękę, aby uzyskali dofinansowanie. Na 
Węgrzech np. z dobrym skutkiem reaktywowano instytucję agronoma wiejskiego, 
którego zadaniem jest pomaganie rolnikom w swojej miejscowości w wypełnianiu 
wszelkich papierów i orientowaniu się w sposobach dofinansowania. Jak jednak 
wynika z wyjaśnień wiceminister rolnictwa Zofii Krzyżanowskiej, resort zamiast 
wysyłać w teren dodatkowych urzędników, skupia się na akcji szkoleniowej. Od 
października do lutego Agencja Modernizacji Rolnictwa przeprowadzi szkolenie w 
każdej wsi, w sumie 50 tysięcy szkoleń w całej Polsce. Jeden urzędnik ma na 
szkoleniu przypadać na 10 rolników.
Na szkolenia mało kto chodzi, a 
pieniądze są przepuszczane na wynagrodzenia dla prelegenta – uważa 
przewodniczący powiatowej komisji rolnictwa w nowotarskiej radzie powiatu Jan 
Janczy. – Natomiast do takiego urzędnika w gminie ludzie by przychodzili. Na 
Podhalu wieś jest "stara", ludzie czasem nie potrafią się podpisać. A tymczasem 
agencja mówi im, że ich obowiązkiem jest wypełnić papiery. Ten pomysł z Węgier 
jest bardzo dobry.
Milion działek
Kolejny problem z 
wypełnianiem wniosków wiąże się z rozdrobnieniem gruntów i nieuregulowanym 
stanem własności w ewidencji gruntowej. Tylko w powiecie nowotarskim jest 27 
tysięcy gospodarstw rolnych i 780 tysięcy działek gruntowych, z czego 
zdecydowana większość to działki rolne, na które można dostać dopłatę unijną. 
Trzeba je wpisać we wniosek i to bez błędu w numerze działki i jej oficjalnej 
powierzchni, bo błędy grożą utratą dotacji na następne lata. Wczoraj "Gazeta 
Prawna" zaalarmowała, że Polsce grozi utrata 700 mln euro, czyli jednej trzeciej 
dopłat bezpośrednich dla rolników. Powód? Faktyczne użytkowanie gruntów nie 
odpowiada zapisom w państwowej ewidencji gruntowej, osoby figurujące w ewidencji 
jako właściciele czy użytkownicy często nie żyją, ich spadkobiercy nie regulują 
własności w sądach, nie orientują się do czego mają prawo.
Potężnym 
problemem jest to na Podhalu, choć nikt nie prowadzi statystyk, ile działek na 
nieaktualny stan własności. Ujawnia się to przy rozpatrywaniu indywidualnych 
spraw. Przedstawiciele agencji wyjaśniają, że stan prawny nie wpłynie na 
przyznawanie dotacji, wystarczy, żeby nie było dwóch wniosków o jedną działkę. 
Taka sytuacja zwiększa jednak prawdopodobieństwo popełnienia błędów przy 
wypełnianiu wniosków. Zdaniem "Gazety Prawnej" nawet na Zachodzie w czasie 
kontroli odpada kilkanaście procent wniosków, a u nas może to być 30 
procent.
Jeśli na całym Podkarpaciu uda się wykorzystać w pierwszych 
latach 30 procent dopłat, to będzie sukces – radny Jan Janczy jest 
jeszcze większym pesymistą. – Widzimy choćby jakie problemy mają bacowie z 
terenami dzierżawionymi pod wypas. Do jednej działki o powierzchni kilku arów do 
bacy zgłasza się po pięciu właścicieli po pieniądze!
Ministerstwo 
Rolnictwa prowadzi negocjacje z głównym geodetą kraju, jak uniknąć problemów z 
udostępnianiem rolnikom ewidencji gruntowej. Do rozwiązania pozostaje także 
sprawa kosztów; każdy wypis z ewidencji według centralnego cennika kosztuje 5 
złotych za działkę. Podhalańskie gospodarstwa mają nawet po 200 działek, co daje 
wydatek ok. tysiąca złotych na jedną osobę. Ministerstwo chce te koszty obniżyć. 
Budżet państwa z rezerwy celowej ma przeznaczyć 40 mln zł na przygotowanie map i 
wypisów, z którymi urzędnicy pojadą na spotkania we wsiach z rolnikami. Tam będą 
im dyktować do wniosków, które numery działek mają u siebie wpisywać.
Już 
w przyszłym miesiącu zobaczymy, jak faktycznie będą wyglądać spotkania w 
terenie.